„Apeluję o to, aby wszyscy politycy po prostu zastanowili się, czy dla nich najważniejsze jest dobro polskiego państwa, czy ich ojczyzna jest tu, w Polsce, nad Wisłą, czy może jest im bliżej gdzie indziej. Zawsze przecież można zmienić ojczyznę” – powiedziała Julia Przyłębska w „Gościu Wiadomości” TVP Info. Jeśli więc ktoś inaczej widzi dobro państwa niż pani prezes, to automatycznie oznacza, że jego ojczyzna nie jest tu, nad Wisłą, tylko że bliżej mu gdzieś indziej? Jeśli wyznaje nieco inne wartości niż pani prezes, to nie jest Polakiem?

Chyba tak to należy rozumieć. Niech więc jasno w końcu przyzna, że jest zdrajcą, niech zmieni sobie ojczyznę, wyrobi niemiecki czy jakiś tam inny paszport i nie udaje, że na sercu mu leży dobro Polski. Bo o tym, czym to dobro jest, decyduje widocznie Julia Przyłębska, prezes Trybunału Konstytucyjnego.

Czytaj więcej

Przyłębska: Nie dam się zastraszyć rosyjskim prowokatorom

Choć może nie przesadzajmy, że naprawdę chodzi o jakieś różne wizje dobra kraju. Pani prezes przyszła do TVP Info, bo znowu wyciekły kolejne maile z domniemanej korespondencji Michała Dworczyka i znowu pojawiają się wątpliwości, mówiąc delikatnie, co do jej niezależności. Powiedzmy więc wprost: zdrajcą jest każdy, komu w ogóle przez myśl przechodzi, że prezes TK może nie być czysta jak łza. Takie zarzuty są przecież miodem na serce Putina…

Ale przyjrzymy się tym słowom na serio. Po pierwsze, dzielenie Polaków na prawdziwych i nieprawdziwych jest złe niezależnie od tego, kto wypowiada takie słowa. Bo odmawianie komuś polskości to jakby odmawianie mu praw. A już chyba zupełnie nie najlepszym pomysłem jest, by tak wypowiadała się osoba mająca stać na straży konstytucyjnych praw – wszystkich – Polaków. A po drugie, nie jestem jakoś szczególnie przekonany, czy to najlepsza linia obrony, jaką mogła przyjąć pani prezes, która chciała w ten sposób odeprzeć zarzuty o to, że jest bardziej politykiem niż niezależnym sędzią. Bo w końcu do kogo takie słowa bardziej pasują – do sędziego czy polityka?