Pierwszy wielkoszlemowy turniej roku przestał być ważny, wszystko było w cieniu jego walki o pozostanie w Melbourne. Zrobił też krzywdę swoim, w zdecydowanej większości zaszczepionym kolegom z kortu, co oni dają już mu do zrozumienia. Jako jeden z najsławniejszych sportowców na świecie zrobił również krzywdę samej idei szczepień w sytuacji, gdy zachorowań przybywa, ale to akurat zaskakujące nie jest, bo jego poglądy znane są od dawna.
Czytaj więcej
Australijski minister ds. imigracji anulował wizę Serba Novaka Djokovicia. Stawia to pod znakiem zapytania udział obrońcy tytułu w turnieju Australian Open.
Fakty, które wyszły na jaw o tym, w jaki sposób Serb zachowywał się po otrzymaniu pozytywnego wyniku testu (w ten wynik zresztą, w świetle tych faktów, trudno uwierzyć) sprawiły, że wszystkie błędy popełnione przez Australijczyków zeszły na drugi plan. Gdy zatrzymano go na lotnisku w Melbourne, można było jeszcze wierzyć, że przylatując do Australii działał w dobrej wierze, nie zaszczepił się, ale gospodarze otworzyli mu furtkę z której skorzystał. Dziś już z tej wiary nic nie zostało.
Djoković stanie się teraz, powszechnie rozpoznawalną, twarzą ruchu antyszczepionkowego. Ale jego kariera sportowa jest poważnie zagrożona, gdyż wiele krajów, np. USA, gdzie odbędą się wkrótce ważne turnieje, niezaszczepionych cudzoziemców w ogóle nie wpuszcza. Obecnie obowiązujące przepisy w Europie pozwalają im na wjazd pod pewnymi warunkami, ale organizatorzy turniejów przewidują dla nich życie w izolacyjnej bańce, a zaszczepieni będą mieli swobodę ruchu. Do Australii - gdzie zwyciężał dziewięć razy - Djoković może przez trzy lata nie wrócić, jeśli jego prawnicy nie wygrają apelacji.