"Każdy z naszych 30 sojuszników jest przywiązany do polityki otwartych drzwi. To było jednomyślne stanowisko" – relacjonował w środę posiedzenie Rady Rosja–NATO sekretarz generalny sojuszu Jens Stoltenberg. Podziały, jakie od lat trawią pakt w sprawie tego, czy należy przyjąć Ukrainę i Gruzję, czy też nie „prowokować" Kremla, są dobrze znane. Nagła jedność aliantów jest więc reakcją na niezwykle brutalne stanowisko, jakie zaprezentował Władimir Putin. Grożąc Ukrainie inwazją, zażądał ni mniej, ni więcej wywrócenia całego porządku bezpieczeństwa, jaki ukształtował się od końca zimnej wojny. Okazało się, że to już nie tylko kwestia ukraińskiej suwerenności i integralności terytorialnej tego kraju, ale przyszłości każdego z krajów Zachodu.

Czytaj więcej

NATO: Żadnych ustępstw wobec Rosji

Alexander Vershbow, były zastępca sekretarza generalnego NATO, uważa, że tak jednolitym frontem Zachodu Putin jest zaskoczony. Zdaniem Amerykanina rosyjski prezydent „przeliczył się" i musi teraz rozstrzygnąć, czy wycofa się z wywołanego przez siebie kryzysu międzynarodowego, czy też za cenę sprowadzenia Rosji do kategorii krajów pariasów, jak Korea Północna i Iran, ruszy jednak z inwazją na Ukrainę. Pierwsza z tych opcji z pewnością osłabi go w oczach rosyjskiej opinii publicznej, ale druga może doprowadzić do załamania autorytarnego reżimu, gdy naród zbuntuje się przeciwko pogarszającym się warunkom życia.

To z pewnością najtrudniejsza decyzja, jaką przychodzi podjąć rosyjskiemu przywódcy w jego długiej karierze politycznej. A Zachód, jak się wydaje, decyzję już podjął: na drugie Monachium się nie zgodzi.