Swój komentarz mógłbym zatytułować w sposób niemal klasyczny: z gorącego biurka redaktora naczelnego… Tyle że rolę biurka zastąpiła skrzynka mailowa, na którą codziennie schodzą dziesiątki głosów, listów, apeli czy propozycji artykułów poświęconych kwestii szczepień. Niektóre z nich są bądź usiłują być merytoryczne. Fachowcy domagają się obostrzeń, przymusu szczepionkowego bądź odwrotnie, wykazują bezsens lockdownu czy niewielką skuteczność szczepień.

I o ile do niedawna były to głosy wyważone i odwołujące się do kategorii rozsądku, o tyle od pewnego czasu dominuje w nich w coraz większym stopniu emocja. Niekiedy bliska absurdu (pewne grono zapowiada – o zgrozo – popandemiczną lustrację lekarzy). Co gorsza, emocje wokół dyskusji o szczepieniach stają się tak ekstremalne, że powszechnie znani profesorowie nauk medycznych proszą o anonimizację swoich wypowiedzi. „Nie chcę być ofiarą jeszcze większego hejtu” – pisze jeden z respondentów, krytyk obecnej polityki w walce z pandemią. Inne głośne nazwisko, wybitny zakaźnik i klinicysta, we wstępie do perfekcyjnego wykładu o walce z wirusem prosi w korespondencji o niepodawanie jego nazwiska, bo spotkał się już z przypadkami brutalnej nienawiści. I boi się, że podobnie jak jego koledze ktoś zagrozi mu podłożeniem bomby. Kuriozum, nieprawdaż? Dokąd doszliśmy w pandemii, że wypowiadanie się w sprawie walki z wirusem zakrawa na bohaterstwo? Gdzie nasza chłodna refleksja? Samokrytycyzm? Świadomość kompetencji albo jej braku? To dziś naprawdę rzadkość. Im mniej faktycznie wiemy o pandemii, tym łatwiej o ortodoksję, fanatyzm czy uleganie teoriom spiskowym.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Stan wojenny jako ostatni akt stalinizmu

Skąd my znamy te podziały? W ciągu ostatniego półwiecza tak głęboko i tak emocjonalnie byliśmy podzieleni tylko w dwóch sprawach. To stan wojenny i kwestia tragedii smoleńskiej. W obu przypadkach – podobnie jak dziś – podziały przechodziły przez sam środek rodzin, kręgów przyjacielskich, zespołów, w których pracujemy. Budziły niechęć, nienawiść, a nawet agresję. Konia z rzędem temu, kto by tę nową linię podziału wymyślił jeszcze rok temu. Wtedy wszyscy marzyliśmy o szczepionce i sprawa walki z „koroną” była oczywista.

O czym świadczy ostrość tego nowego podziału? Nie tylko o ludzkiej naturze, której obce są cierpliwość i racjonalizm. Również o rozdygotanej z natury polskości, dla której pokarmem może być nawet choroba. Jako naród wciąż nie mamy w sobie zachodniej dyscypliny społecznej, poszanowania autorytetów czy lojalności wobec własnego państwa. Bijemy w przeciwnika (kimkolwiek jest) częściej cepem niż argumentem i opędzamy się argumentem o naszej wolnościowej naturze. Słabe to, małe, prymitywne. Niedojrzałe. A szkoda, bo właśnie dojrzałości dziś potrzebujemy najbardziej. Dziś, kiedy każdy kolejny dzień zabiera pół tysiąca Polaków.