Nie jesteśmy w swojej masie ani sanitarystami, bezwzględnie popierającymi obowiązkowe szczepienia, ani antyszczepionkowcami, sprzeciwiającymi się takiemu obowiązkowi – można powiedzieć o Polakach po omawianym dziś przez „Rzeczpospolitą" sondażu IBRiS. Sympatia i sprzeciw wobec takiego rozwiązania rozkładają się niemal równo. Charakterystyczne, że grono rodaków, którzy nie mają w tej sprawie zdania, jest stosunkowo niewielkie – to niespełna 1,5 proc. Taki wynik oznacza, że temat szczepień, na ponad pół roku od ich startu został już powszechnie omówiony; mamy w tej sprawie swoje zdanie i to coraz bardziej ugruntowane. Obowiązkowym szczepieniom sprzyjają w nieco większym stopniu kobiety. Wyraźnie widać też prawidłowość, że im młodsza grupa badanych, tym sprzeciw wobec obowiązku większy. Ale to jedyne kryterium (by pominąć zwolenników Konfederacji, którzy bez wyjątku są przeciwni obowiązkowi szczepień), które zasadniczo wykracza poza normę równowagi.

Inaczej za to myślimy o wprowadzeniu ograniczeń dostępu do określonych świadczeń w związku z tzw. paszportem covidowym. Za takimi restrykcjami opowiada się zdecydowanie ponad połowa Polaków. Nieco ponad 30 procent jest przeciw. Wśród popierających dominują tym razem mężczyźni. Odnosząc się do wieku badanych – młodzież (co jasne!) jest raczej przeciw, ale statystycznie przegrywa z ludźmi dojrzałymi, którzy popierają regułę warunkowego dostępu do teatrów, kin czy innych form życia publicznego.

Jak tłumaczyć te badania? Można klucza szukać w ludzkiej naturze: beztroska młodzież wobec doświadczonej starości. Można szukać racjonalności, której dowodem czy przejawem ma być równowaga. Można też chwalić dyscyplinę; nawet jeśli mamy rozbieżne zdania w sprawie obowiązkowych szczepień, to jednak poprzez rozwiązania a la Macron wspieramy ochronę najbardziej narażonych. Osobiście widzę to jednak inaczej. Wciąż lekceważymy pandemię. Nosimy w sobie zgubne poczucie, że kwestia ochrony przed Covid-19, czego jedynym gwarantem jest szczepionka, to kwestia wyboru.

Otóż lekcja, którą trzeba wyciągnąć z ostatnich niemal 20 miesięcy, jest taka, że wyboru nie ma. Podobnie jak przed dekadami nie było wobec gruźlicy czy polio. Brak tej świadomości to wina polityków, braku konsekwencji w społecznej edukacji, efektywnej kampanii informacyjnej, do której nawoływaliśmy na łamach „Rzeczpospolitej". Mamy za to absurdalny wielogłos, triumf teorii spiskowych i lekceważenie zagrożenia przez młodzież. Zamiast propagować szczepienia, rozważamy zabójczy dla gospodarki lockdown. Oby czwarta fala pandemii tej jesieni się nie wydarzyła. Bo jeśli nas dotknie, nasze podejście do szczepień, które widzimy w sondażu IBRiS, zaowocuje kolejnymi dziesiątkami tysięcy niepotrzebnych zgonów.

Może to nas czegoś nauczy. A może nie. Bo w kwestii racjonalności wyborów i przenikliwości umysłowej moich bliźnich jestem bliski gorzkiego sceptycyzmu.