Jest kilka powodów, dla których wiek ten powinien być zrównany. I niekoniecznie są one związane z dyskryminacją. W Polsce rośnie grupa kobiet mających nie mniejsze od mężczyzn aspiracje zawodowe. Najlepszym tego przykładem jest ich pęd ku kształceniu się. Wśród polskich studentów 58 proc. to panie.
Równocześnie to jednak kobiety przyjmują na siebie większość obowiązków związanych z opieką nad dziećmi. Jak wynika z badań przy tej okazji, średnio kobieta wypada z rynku pracy na cztery lata. Jakby tego było mało, tylko połowie kobiet, które po kilkuletnim okresie opieki nad dziećmi chcą wrócić do pracy, udaje się ją znaleźć.
Z tej statystyki wynika prosty wniosek. Kobiety chcą pracować, ale i tak z powodów rodzinnych pracują krócej niż mężczyźni. A skoro pracują krócej, to mają mniejsze emerytury.
Nie łudźmy się. Żadna polska rodzina nie będzie w stanie wyżyć z jednej niskiej emerytury i z drugiej o połowę mniejszej. Model niemiecki, gdzie emerytów stać, by więcej czasu spędzać na Wyspach Kanaryjskich niż w kraju nad Renem, raczej się nie ziści. By żyć godnie, przyszli emeryci już dziś muszą odkładać dodatkowe środki na swoje emerytury. Sposobów ich pomnażania jest wiele. Tylko że trzeba mieć co pomnażać. Najlepiej więc, by przyszli emeryci odkładali je jak najdłużej w duecie.
Pozostaje jeszcze problem najważniejszy. Co dalej z wiekiem emerytalnym? Czy zostanie podniesiony do 65 lat dla wszystkich, czy obniżony do 60 lat? Pozbawiona emocji księgowość wskazywałaby, że najlepiej go wydłużyć, bo ułatwiłoby to państwu w przyszłości obsługę płatności emerytalnych. Tyle że księgowość nie uznaje kompromisów i nie zna współczucia. A gdy statystyczny mężczyzna nie dożywa 71. roku życia, dawanie mu urlopu po 65. urodzinach oznacza dość krótką rekompensatę za 40 lat pracy zawodowej. Polki mają nieco lepiej, żyjąc średnio o osiem lat dłużej.