Pisze Lis, że Wałęsa wywalczył dla mnie wolność. Chciałbym skromnie zaznaczyć, że nie przyniósł mi jej na tacy i jakiś swój udział w owym walczeniu (choć bez porównania mniejszy niż Wałęsa) miałem. Rzecz jest o tyle ważna, że – wbrew wypowiedziom Wałęsy i Lisa – o wolność walczyło bardzo wielu Polaków, choć nie wszyscy, o czym Lis wie. Powtarzanie, że zawdzięczamy ją wyłącznie kilku wielkim, przed którymi mamy się dozgonnie korzyć, jest nieprawdziwe i opłakane dla polskiej demokracji.
Lis, wymieniając Ojców Założycieli Najjaśniejszej, obok Wałęsy wylicza Mazowieckiego, Geremka i Balcerowicza. Otóż tak się składa, że w walce o wolność bardziej niż ci trzej zasłużył się czarny charakter tekstu Lisa, założyciel KOR Antoni Macierewicz. Sęk w tym, że bohaterami (a więc i mędrcami) są dla Lisa wyłącznie postacie, które mają dziś "właściwe" poglądy polityczne. W żadnym wypadku nie chcę ujmować im zasług, ale takie selektywne podejście do historii budzi we mnie, delikatnie mówiąc, niesmak. Zresztą nie zawsze historyczne osiągnięcia muszą iść w parze z mądrością. Wielu z tych, którzy sprawdzili się w jednej epoce, w innej zawiedli na całej linii. Nie należy w związku z tym podważać ich dorobku, tylko zobaczyć go we właściwej proporcji. Wałęsa był wielki w walce z komuną i katastrofalny jako prezydent czy były prezydent. Nigdy niczego się nie nauczył. Może dlatego, że uwierzył tym, którzy zapewniali, iż jako bohater jest także absolutnym mędrcem. Rada mędrców europejskich jest groteskowa i szkodliwa, ale może być nią jeszcze bardziej, jeśli delegujemy do niej mędrców pokroju Wałęsy.
Wiem, że to wszystko skomplikowane, ale wierzę, iż Lis zrozumie. Poza tym: i śmiech niekiedy może być nauką...
Skomentuj na blog.rp.pl/wildstein