UE – domena boskich profesjonalistów

Dariusz Rosati powiedział w telewizji, że tak jak nie będąc inżynierem, nie będzie się wypowiadał na temat budowy mostów, tak jako nieprawnik nie będzie analizował lizbońskiego traktatu.

Aktualizacja: 15.03.2008 10:32 Publikacja: 14.03.2008 23:05

Ta postępująca specjalizacja powinna napawać nas ufnością. Jeśli nawet członek parlamentu UE nie rozumie traktatu definiującego jej funkcjonowanie, to zwykły obywatel musi czuć się uspokojony. Losy jego spoczywają w rękach takiej klasy specjalistów, że nawet doświadczeni politycy nie są w stanie pojąć efektów ich pracy.

Zwykły Polak nie musi ich rozszyfrowywać. Ważne, aby zawierzył, że w Brukseli zasiadają mędrcy powodowani wyłącznie troską o najwyższe europejskie dobro, wolni od pokus, egoizmów czy partykularnych sympatii – po prostu emanacja europejskiego rozumu. Jeśli więc ktoś próbuje zrozumieć ich propozycje – co ex definitione nie jest możliwe ze względu na intelektualną przepaść dzielącą Polaków od przywódców UE – nie mówiąc już o próbie oceny, w najlepszym wypadku naraża się na śmieszność, jeśli nie na potępienie. Bo w zlaicyzowanej Europie przymioty boskie, jakimi są czyste dobro i rozum, za sprawą Unii objawiły się w Brukseli.

Istnieją jednak również schizmatycy, dla których brukselski bóg jest tożsamy z szatanem. Tak jak dla polskich zwolenników Unia może być wyłącznie obiektem adoracji, tak dla ich przeciwników może być wyłącznie obiektem potępienia.

Wszystko jest takie samo, tylko znak plus zastąpiony zostaje przez minus. I w jednym, i w drugim wypadku jakakolwiek wątpliwość jest diabelską pokusą. A ci, którzy jej ulegają, redukowani są z jednej strony do Michnika, z drugiej – do Rydzyka.

Jest jeszcze Jarosław Kaczyński, który sprawę Unii potraktował wyłącznie jako element gry partyjnej. Oj, chyba zagrał się przy tym stoliku.

Reklama
Reklama

Ta postępująca specjalizacja powinna napawać nas ufnością. Jeśli nawet członek parlamentu UE nie rozumie traktatu definiującego jej funkcjonowanie, to zwykły obywatel musi czuć się uspokojony. Losy jego spoczywają w rękach takiej klasy specjalistów, że nawet doświadczeni politycy nie są w stanie pojąć efektów ich pracy.

Zwykły Polak nie musi ich rozszyfrowywać. Ważne, aby zawierzył, że w Brukseli zasiadają mędrcy powodowani wyłącznie troską o najwyższe europejskie dobro, wolni od pokus, egoizmów czy partykularnych sympatii – po prostu emanacja europejskiego rozumu. Jeśli więc ktoś próbuje zrozumieć ich propozycje – co ex definitione nie jest możliwe ze względu na intelektualną przepaść dzielącą Polaków od przywódców UE – nie mówiąc już o próbie oceny, w najlepszym wypadku naraża się na śmieszność, jeśli nie na potępienie. Bo w zlaicyzowanej Europie przymioty boskie, jakimi są czyste dobro i rozum, za sprawą Unii objawiły się w Brukseli.

Reklama
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Co ma Kaczyński, czego nie ma Tusk? I czy ma to Sikorski?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Kłamstwa Brauna o Auschwitz uderzają w polską rację stanu. Czy ten scenariusz pisano cyrylicą?
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Grzegorz Braun - test przyzwoitości dla Jarosława Kaczyńskiego
Komentarze
Robert Gwiazdowski: Kto ma decydować o tym, kto może zostać wpuszczony do kraju?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Relacje z Trumpem pierwszym testem, ale i szansą dla Nawrockiego
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama