Hiszpanie zwyciężyli zasłużenie. Jako jedyna drużyna nie ponieśli porażki w żadnym z sześciu meczów (pięć wygrali, jeden po karnych), a do tego grali pięknie. Tak, żeby zdobywać gole, a nie tylko czekać na błędy przeciwników. Hiszpanie ciągle coś tworzyli, mieli opracowanych wiele form ataku. U źródeł takiej gry leży technika, sztuka panowania nad piłką, bez czego nie da się wygrywać. Można powiedzieć, że uratowali futbol. Przegrała koncepcja pełna taktycznych niuansów, trudnych do zrozumienia dla przeciętnego kibica, a przez to nudna.

Niemcy mieli największą drużynę, ale tylko pod względem wzrostu i wagi. Grali jubilerzy przeciw kowalom. Przyjemnie było patrzeć na drobnych hiszpańskich zawodników, którzy szybkimi podaniami zdobywali przewagę, zbliżając się do niemieckiej bramki. Potężni Niemcy byli za mało ruchliwi, żeby zapobiec takim akcjom. Mieli szczęście, że stracili tylko jednego gola. Gra Hiszpanów była radosna, ale też mądra i odpowiedzialna. Mimo że ich przeciwnikami byli dobrzy napastnicy – Miroslav Klose, Lukas Podolski, potem Kevin Kuranyi i Mario Gomez, żadnemu z nich nie dano wielu okazji do podejścia pod bramkę.

Tytuł zdobyła jedna z najmłodszych drużyn turnieju, z najstarszym trenerem (Luis Aragones skończy za miesiąc 70 lat). Pewnie wszyscy będą teraz chcieli grać jak Hiszpanie, ale mało komu się uda. W przeciwieństwie do poprzednich mistrzostw, w których zwyciężyła perfekcyjnie przygotowana, ale miałka Grecja, te stały na wysokim poziomie. Sukces Hiszpanii świadczy o tym, że futbol ma się całkiem nieźle. To dobra wiadomość dla wszystkich, którzy go kochają.