Według niedawnego sondażu Pollster wspólna lista złożona z PO, Nowoczesnej, SLD, PSL, i Partii Razem, mogłaby wziąć w wyborach 50 proc. głosów – i skutecznie odsunąć PiS od władzy. Problem w tym, że po odsunięciu PiS od władzy trzeba jeszcze Polską rządzić. A perspektywa rządu, w którym obok Katarzyny Lubnauer zasiadałby Adrian Zandberg i w którym Włodzimierz Czarzasty targowałby się o stanowiska dla swoich działaczy z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem nie jest tym – mówiąc eufemistycznie – o czym marzy Schetyna.
Schetyna pamięta zapewne, jak wyglądały rządy - znacznie bardziej spójnej od tej egzotycznej koalicji - formacji sfederowanych partii, jaką był AWS i jak skończył Marian Krzaklewski, który w ramach tego AWS musiał codziennie godzić wodę z ogniem. Tym, którzy już zapomnieli przypomnę, że po rządach AWS władzę wziął Sojusz Lewicy Demokratycznej, odnosząc zwycięstwo znacznie bardziej efektowne, niż PiS w wyborach z 2015 roku (na Sojusz zagłosowało wówczas ponad 41 proc. wyborców), a AWS przeszedł do historii. Schetyna zapewne chciałby uniknąć sytuacji, w której zwyciężając w wyborach w 2019 roku stałby się automatycznie akuszerem jeszcze większego zwycięstwa PiS w kolejnych wyborach. Mogłoby się bowiem okazać, że po rządach koalicji „Wszyscy przeciw PiS” z obecnej opozycji nie pozostałby kamień na kamieniu. Trudno bowiem powiedzieć co – oprócz niechęci do PiS – łączy niektórych jej potencjalnych członków.
Czytaj także: Grzegorz Schetyna: To nie pożeranie, budujemy wspólny klub
Jeśli spojrzeć na sprawę w ten sposób łatwiej zrozumieć, że Schetyna chce owszem, jednoczyć opozycję, ale pod sztandarem swojej PO. Wtedy nie trzeba będzie – jak w AWS – tworzyć skomplikowanego matematycznego wzoru, który pozwoli oszacować wagę głosu każdego koalicjanta przy podejmowaniu decyzji (co skutecznie podejmowanie decyzji uniemożliwia). Kapitan ma być jeden – i chce nim być Schetyna. Lider PO kalkuluje zapewne przy tym, że po ostatecznym upadku Nowoczesnej wyborca tej formacji – rad, nie rad – będzie skazany na Platformę.
Oczywiście pożarcie Nowoczesnej przez Platformę zapewne skutecznie przestraszy liderów innych ugrupowań przed rozmowami w sprawie wspólnej listy. Oto bowiem Nowoczesna taką listę z PO w wyborach samorządowych stworzyła, po czym otrzymała cios w plecy od koalicjanta i prawdopodobnie straci klub w parlamencie. Kiedy ma się takich sojuszników, to po co mieć wrogów - myśli zapewne teraz ten i ów lider innej formacji opozycyjnej.