Tak kończy się ponadroczny pobyt w rządzie kontrowersyjnego krakowskiego adwokata. Zapamiętany zostanie jako czyściciel po epoce Zbigniewa Ziobry. Jego decyzje kadrowe dotyczące prokuratury budziły liczne wątpliwości. Można tylko przypuszczać, czy tak prędka decyzja szefa rządu nie wynikła z narastającego wcześniej niezadowolenia z pracy ministra. Dla opinii publicznej jednak dymisja Ćwiąkalskiego ma być sygnałem, że PO takie sprawy jak ta ostatnia traktuje niezwykle poważnie. Bo przez chwilę nad Polską znów przemknął cień "układu".
Tajemnicza śmierć Roberta Pazika przypomniała o ciemnej stronie III RP: ginących świadkach, śledztwach toczących się latami bez efektów i potrafiącym sięgać poza mury więzień pół politycznym, pół gangsterskim układzie. Donald Tusk najwyraźniej zdał sobie sprawę z tego, jak łatwo w Polakach mogą się obudzić wspomnienia takich afer z epoki SLD, jak choćby sprawa starachowicka. Brak zdecydowanej reakcji premiera mógłby wywołać pytania o to, co rząd robi dla wyjaśnienia zabójstwa komendanta Marka Papały czy wznowienia starań o ekstradycję Edwarda Mazura.
Tuska – i tak obawiającego się spadku notowań wskutek kryzysu – powrót takich wspomnień musi niepokoić. Tym bardziej że temat walki z patologiami w aparacie państwa to specjalność konkurencyjnego PiS. I że w niedawnych sondażach Polacy uznali, iż Jarosław Kaczyński był skuteczniejszy w walce z korupcją niż premier z PO.
Premier Tusk musiał pokazać surową twarz. Dlatego też szybko poparł ideę powołania komisji śledczej w sprawie Olewnika, choć jeszcze rano marszałek Sejmu Bronisław Komorowski wątpił w jej skuteczność. Teraz od dobrej woli PO i PiS zależy, by komisja odkryła prawdę o jednej z najbardziej upiornych zbrodni ostatnich lat, a nie stała się politycznym ringiem. Równie ważne jest też wyjaśnienie, w jakich okolicznościach zginął Pazik.
Bo gdyby miało się skończyć tylko na marsowej minie premiera i efektownych dymisjach, nie będziemy czuć się bezpieczniej.