Jego wpływ to nie tylko paręset tysięcy czytających go wyznawców, ale i przetwarzanie prezentowanych w "Wyborczej" ocen w obowiązujące powszechnie interpretacje. A gazeta ta dziś, choć jej wpływ radykalnie się zmniejszył od lat 90., to nadal nie tylko ośrodek ideowego koncernu prasowego, w którym mieszczą się "Polityka", "Newsweek", "Przekrój" i inne, ale przede wszystkim wyrocznia dla większości dziennikarzy mediów elektronicznych, którzy przecież nie mają czasu wyrobić sobie samodzielnych opinii albo, choćby, dokonać ich porównania.

Pod tym względem postawa ich nie odbiega od średniej statystycznej. Wbrew stereotypom naszych czasów liczba indywidualnych decyzji, które podejmujemy, jest stosunkowo niewielka. Zastanawianie się nad wszystkimi wyborami, które nastręcza każdy moment naszej egzystencji, uczyniłoby ją niemożliwą. Reagujemy więc odruchowo, a do biologicznych instynktów ludzie dorzucają kulturowe automatyzmy, wśród których na końcu pojawiają się odruchy środowiskowe.

Osoby, które nie zajmują się pracą w sferze idei, zwykle nie potrafią stworzyć spójnego uzasadnienia dla swoich poglądów. Jeśli nawet żywią najsłuszniejsze, oparte na długim trwaniu kultury, intuicje, a osaczone są przez jednobrzmiące opinie medialne, po pewnym czasie zaczynająim ulegać.

Jeśli więc zewsząd będą słyszały, że ujawnienie wstydliwego epizodu w biografii lidera będzie kompromitacją narodu, a absurd taki, stosując najbardziej wymyślne sofistyczne sztuczki, powtarzać im będą wszystkie autorytety medialne, to zaczną weń wierzyć. I uwierzą, że jest to ich "osobisty" pogląd. Na szczęście, najprawdopodobniej, tylko czasowo. Miniony wiek pokazał, że również intelektualne elity potrafią ulegać stadnym psychozom. A mądrość kultury potrafi przetrwać w zdrowym rozsądku tzw. zwykłego człowieka.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/02/04/zdrowy-rozsadek-zwyklego-czlowieka/]blog.rp.pl/wildstein[/link]