[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/07/11/sondaze-ogorkowe/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Był też równie jak zjazd SLD przewidywalny ? te same co zawsze postulaty, na czele z nieśmiertelnym „parytetem”. Z kilku przyczyn, które wszystkie zawierają się w jednym słowie „ideolo” został on oczywiście gromko otrąbiony przez postępowe media, a dla wzmocnienia przekazu „Gazeta Wyborcza” zamówiła sondaż, w którym wyszło, że większość Polaków popiera wprowadzenie takowego parytetu na listach wyborczych do Sejmu.
Wynik ten nie jest szczególnie dziwny, jeśli porównać go z badaniami opinii Polaków o parlamencie. Tu od lat nic się nie zmienia ? o ile rząd, prezydent i premier wypadają w takich badaniach źle, to Sejm fatalnie i coraz gorzej. Przeciętny Polak źle ocenia jego pracę, nie ufa, a prestiż zawodowy posła ocenia wycenia poniżej prestiżu woźnego i bufetowej. Poparcie dla pomysłu, by obowiązkowo połowę składu Sejmu stanowiły kobiety (bo przecież nasza ordynacja sprawia, że to miejsce na liście, a nie głosy wyborców decydują o zwycięstwie) raczej więc świadczy o niskiej ocenie przydatności kobiet do działalności publicznej w naszym społeczeństwie, niż o poparciu dla feministycznych programów. Powiedzieć „baby do garów” czy „baby do Sejmu” ? wychodzi na jedno.
Na tym jednak salonowych sensacji nie koniec. Z kolejnego sondażu wynikło, że Jolanta Kwaśniewska byłaby murowanym zwycięzcą wyborów prezydenckich, gdyby w nich wystartowała, choć skądinąd wiadomo, że nie wystartuje. W sondażu Kwaśniewska była jedynym uwzględnionym nie-politykiem, choć logika wskazywałaby, skoro już bada się preferencje wyborców wobec kandydatów nie kandydujących, to należałoby uwzględnić także Dodę, Jolę Rutowicz i szereg innych celebrytów. Wtedy jednak zapewne wyszłoby, że najprawdopodobniejsza druga tura wyborów rozegra się pomiędzy Szymonem Majewskim vel Ędwardem Ąckim a Czesiem z „Włatcuf Móh” (opieram się na podobnym do gazetowego i równie poważnym sondażu, przeprowadzonym w Internecie przed wyborami do Parlamentu Europejskiego). A miało wyjść, że Polacy chcieliby w Belwederze kobiety. Jakiejkolwiek – na wszelki wypadek, by osiągnąć zamierzony efekt, podsunięto im jedną, tę, o której od dawna wiadomo, że jest lubiana.
Popularność byłej pierwszej damy płynie zapewne z wielu źródeł, trudno orzec, które z nich jest najważniejsze ? może zrozumiałe współczucie Polaków dla żony pijaczka, może równie zrozumiała sympatia Polaków dla samego pijaczka, rzutowana także na jego żonę, a może (na to bym stawiał) fakt, że TVN Style ma niewielki zasięg i tylko drobna część rodaków ogląda regularnie prowadzony tam przez panią Kwaśniewską program poradnikowy ? bardzo zresztą pouczający, ostatnio na przykład dowiedziałem się z niego, że w eleganckiej ubikacji bezwzględnie powinien się znajdować papier toaletowy. Jakiekolwiek jednak są przyczyny sympatii do pani Kwaśniewskiej, nie ma w niej nic z uznania jej domniemanych kompetencji politycznych. Przypominam sobie, jak w szczycie poprzedniego sezonu na sondaże pokazujące jej rzekome prezydenckie szanse wsparła była prezydentowa aktywnie kampanię pani Geringer-D’Odenberg; skutek jej poparcia był dokładnie żaden.