Premier Donald Tusk, który uparcie obstaje przy zdaniu, że konwencja chicagowska była najlepszą z możliwych dróg wyjaśniania przyczyn katastrofy na lotnisku Siewiernyj, podkreślił na czwartkowej konferencji prasowej, że także teraz, po ogłoszeniu raportu, daje ona Polsce spore szanse na dochodzenie swoich racji.
Dlaczego jednak miałoby tak być, skoro MAK, czyli Międzypaństwowy Komitet Lotniczy, który ów niepełny raport przygotował, stroną konwencji chicagowskiej nie jest? Natomiast Federacja Rosyjska, owszem, stroną konwencji jest, ale za to śledztwa w sprawie przyczyn katastrofy na lotnisku Siewiernyj nie prowadziła, a MAK – co uparcie podkreślają rosyjscy politycy, np. w czwartek uczynił to minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow – jest instytucją całkowicie od państwa rosyjskiego niezależną. Oczywiście jest instytucją niezależną w sensie formalnym, bo w sensie faktycznym wydaje się po prostu narzędziem polityki Moskwy.
W tej sytuacji kogo w Rosji zamierza przekonywać Donald Tusk do przygotowania nowego, rzetelnego raportu? I w jakim trybie zamierza to uczynić?