Reakcja Donalda Tuska (czyli najpierw brak reakcji – pierwotna decyzja o pozostaniu na nartach w Dolomitach, a potem stonowane wystąpienie, będące krokiem wstecz w stosunku do retoryki przyjętej przez premiera w grudniu) ukierunkowały to wzburzenie w jakimś stopniu przeciw rządowi.
Czy stanie się to przyczyną poważniejszych kłopotów Platformy? Nie wiem, ale po raz pierwszy od 2007 roku w powietrzu czuć niezadowolenie z rządzących, wykraczające poza tę część opinii, która przez cały czas pozostawała w zasięgu oddziaływania PiS.
Główna partia opozycyjna po raz pierwszy od kilku lat znalazła się w sytuacji, w której jej przesłanie współgra (a przynajmniej nie jest sprzeczne) z nastrojem – można zaryzykować tę tezę – większości społeczeństwa. Czy będzie potrafiła to wykorzystać?
Zależy to od jej zachowania w tej delikatnej sytuacji.
Delikatnej – bo ważne dla niej jest to, jak teraz formułować swoje przesłanie tak, by nie tylko nie stracić żelaznego elektoratu, przekonanego, że Smoleńsk to był zamach albo przynajmniej efekt celowych zaniedbań ze strony rządu PO, będącego czymś najgorszym, co spotkało Polskę na przestrzeni dziejów, ale też trafić do tych wyborców, którzy od takich tez byli dotąd – i nadal są – daleko, choć teraz blisko są opinii, że w sprawie smoleńskiej Tusk się skompromitował. Zależy, mówiąc krótko, od tego, czy PiS w oczach tych wyborców pokaże się jako partia bardzo krytyczna wobec rządu, ale operująca w kategoriach racjonalnych.