Oficjalnie rozmowy dotyczyły liberalizacji gospodarki europejskiej i likwidacji skutków kryzysu. W rzeczywistości David Cameron próbuje stworzyć alternatywę dla dominującego dziś w UE niemiecko-francuskiego układu.

Za czasów rządu PiS Polska brała udział w próbach budowy podobnej osi północnej. Z naszej perspektywy najważniejsze było, że uczestniczyły w niej kraje o odmiennym niż dominujący w Europie stosunku do Rosji. Wprawdzie państwa skandynawskie nie czują się tak bezpośrednio zagrożone przez Moskwę jak państwa bałtyckie czy Finlandia, ale zdają sobie sprawę ze stwarzanego przez nią niebezpieczeństwa, czego dowodzą choćby ich strategie obronne.

Wielka Brytania tradycyjnie nastawiona jest proatlantycko i jej stosunki z Rosją dalekie są od zażyłości, jaka cechuje oś Berlin – Paryż. Układ z tymi krajami otwierałby przed nami nowe perspektywy w polityce europejskiej i szkoda, że minister Radosław Sikorski nie kontynuował działań w tym kierunku w myśl zasady, że wszystko, co pochodzi od PiS, ode Złego jest.

Dlaczego jednak dziś nasza dyplomacja nie zainteresowała się szansą działania w tym kierunku? Dla Polski liberalizacja gospodarcza byłaby korzystna. Rząd PO eksponował ją na swoich wyborczych sztandarach, chociaż jak się to skończyło, wszyscy dziś już widzimy. Nie musimy akceptować pomysłów Camerona na redukcję budżetu UE, ale powstające na nowo porozumienie otwiera dla nas nowe polityczne możliwości.

Tymczasem polscy dyplomaci twierdzą, że wystarczy im Trójkąt Weimarski, który dziś służy chyba wyłącznie temu, aby premier Tusk i minister Sikorski choć przez moment mogli się poczuć równi swoim niemieckim i francuskim odpowiednikom. Poza tym obowiązuje, jak widać, doktryna Sikorskiego, aby za żadną cenę nie wychylić się z "głównego nurtu" polityki europejskiej, czyli w ciemno żyrować wszelkie decyzje Berlina i Paryża.