Jeśli tę deklarację prezesa TVP traktować poważnie, to od grudnia z publicznych mediów zniknie w końcu człowiek, który robi karierę, epatując satanistycznymi hasłami i kpinami z chrześcijaństwa.
Nawet jeżeli to tylko "artystyczna kreacja", jak chcą jedni, czy "model biznesowy", jak wolą inni, to środki ekspresji, których używał Adam Darski (pseudonim Holocausto, niszczenie Biblii czy parodiowanie cudownych uzdrowień), nie mieszczą się w ramach cywilizacji judeochrześcijańskiej. A także są po prostu wyrazem braku szacunku, jaki jesteśmy winni drugiemu człowiekowi.
Mimo to próbowano uczynić z Nergala symbol walki o tolerancję. Za jego pomocą usiłowano przymusić Polaków o bardziej tradycyjnych poglądach, aby uznali, że nie wolno im protestować, gdy są obrażani. Starano się ich przekonać, że nieograniczona swoboda wypowiedzi jest wartością wyższą niż szacunek dla ich wiary i dla nich samych. A czasem nawet przekonywano, że satanizm ma prawo do obecności w przestrzeni publicznej, bo jest taką samą religią jak każda inna.
I wielu na co dzień poważnych i rozsądnych ludzi – jak choćby członkowie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, ale i niektórzy duchowni oraz publicyści – uległo temu szantażowi, bagatelizując problem, jakim był Adam Darski w TVP.
Protesty w sprawie Nergala były początkowo dość rachityczne i pojawiły się tylko na obrzeżach Kościoła. Poza jednym przypadkiem zabrakło silnego głosu biskupów, zabrakło jednoznacznego głosu Episkopatu, który wsparłby inicjatywy katolickich czasopism, portali, stowarzyszeń.