Nasze prośby spotkały się ze „zrozumieniem”, ale tak naprawdę – z odmową. Właściwie nie wiemy, co robić, by odzyskać wrak. Akurat tego egzaminu polska dyplomacja nie zdała. Nie jest dobrze, gdy widać jej bezradność – to cecha słabych, a takich się nie szanuje. Słabych się rozgrywa. Wrak zaś będzie dzielił Polaków tak długo, jak długo przebywa w Smoleńsku.
Siergiej Ławrow obiecał zwrot resztek samolotu najszybciej, jak to możliwe, ale nie przed zakończeniem śledztwa. A kiedy zakończy się śledztwo? To wie chyba tylko Władimir Władimirowicz, którego jedno słowo wystarczyłoby, aby tupolew wrócił do Polski.
Ale najwyraźniej nie ma zamiaru go wypowiedzieć, bo wrakiem można Polaków rozgrywać, po co więc pozbawiać się użytecznego narzędzia. Moskwa odda go dopiero wtedy, gdy uzna, że nadszedł najkorzystniejszy dla niej moment.
BBN badał, czy w związku z katastrofą smoleńską na polskie życie polityczne są wywierane jakieś naciski. Niczego takiego się nie dopatrzył. Można jednak uznać, że samo przetrzymywanie wraku ponad dwa lata już jest ingerencją.
Opozycja ma okazję wykazywać rządowi bezradność albo jeszcze gorzej – w radykalniejszych wypowiedziach słychać zarzuty o zdradę. Jej lidera łatwo sprowokować do gwałtownych wystąpień. Platforma zaś jest spragniona sukcesu, czyli przywiezienia tupolewa do Polski, można zatem kusić ją, że jeszcze miesiąc, dwa i nastąpi transfer. Naciskanie na guziczek smoleński działa w obu wypadkach.
Poza sprawą tupolewa relacje polsko-rosyjskie nie układają się najgorzej, choć do ideału daleko, kwitnie wymiana gospodarcza, szczególnie polski eksport, co cieszy, bo w czasie kryzysu w UE dywersyfikuje nasze rynki zbytu. Powściągliwość polityczna wobec Moskwy jest nieoficjalnie tłumaczona właśnie koniecznością chronienia handlu.