Turowicz był duszą i pewnie mózgiem Tygodnika Powszechnego, „Kozioł" zdawał się stać na straży, chronić redakcję przed inwazją wszystkich ciemnych sił. Robił co mógł; osobną sprawą jest z jakim skutkiem. Redagowany przez niego „Obraz tygodnia", boczna, newsowa kolumna w Tygodniku była pewnie skuteczniejszym instrumentem zwarcia z komuną, niż Tygodnik Mazowsze.

Kozłowski tak dobierał informacje, że cenzura musiała je zdejmować, kolumna więc raziła częstymi, wyraźnie zaznaczonymi ingerencjami cenzorskimi. Był to najwyraźniejszy w sferze oficjalnej prasy po stanie wojennym dowód na to w jakim świecie żyjemy. Do dziś – za tę robotę – jestem Mu wdzięczny.

Był niewątpliwie człowiekiem politycznego rozsądku i odpowiedzialności, co nam kręcącym się po redakcji w połowie lat osiemdziesiątych dzieciakom niekoniecznie musiało się podobać. Redagowaliśmy i pisaliśmy do podziemnych pisemek (jak Promieniści) w duchu pokoleniowego radykalizmu, który Kozioł chyba rozumiał, bo specjalnie nas z Wiślnej nie przeganiał. Czy w imię tej ostatniej – odpowiedzialności – tak mocno angażował się w politykę?

Mało kto pamięta, że w czasie „karnawału" był doradcą Komitetu Robotniczego Hutników w Hucie im. Lenina i ekspertem Solidarności. Po 1989 roku mocno wsparł Tadeusza Mazowieckiego biorąc „na klatę" weryfikację kadr Służby Bezpieczeństwa, a potem przejmując Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i tworząc UOP. Wielu się zastanawiało po co? Czy on, redaktor, dziennikarz wchodząc do szamba nie zbruka sobie nóg? Czy nie lepiej było pozostać strażnikiem sacrum i dalej prowadzić Tygodnik? Cóż, podjął decyzję zgodną z własnym sumieniem i temperamentem, nie do końca chyba mając świadomość, że to podróż bez biletu powrotnego.

Czy go nie zabrakło w Tygodniku w kluczowym dla tego pisma początku lat 90-tych? Osobiście mam wrażenie, że tak, choć jego logika – że od tytułu ważniejsza jest Polska – na pewno zasługuje na szacunek. Cóż, mnożeniu kontrowersji należy dać kropkę. Dziś straciliśmy go wszyscy. Na zawsze. Niech odpoczywa w spokoju.