Wiadomo było, że taka publikacja wywoła w Polsce reakcję. Posypią się pytania do polskich władz, namnożą się komentarze, oskarżenia. Krótko mówiąc – wzrośnie temperatura polityczna. I znowu będzie to efekt działania Moskwy, lubującej się w grach politycznych w państwach, które kiedyś miała pod butem.
Nie wiadomo natomiast, jak taki tekst powstaje? Przecież nie każdy prowokujący sąsiadów artykuł redaguje Kreml. Ten opublikowały „Izwiestia". A jest to – co może być jakimś tropem – gazeta, która miała w ostatnich latach wśród właścicieli firmy z Kremlem kojarzące się jednoznacznie. Takie jak Gazprom, Sogaz lub Bank Rossija, w którym ponoć – to kluczowe słowo, bo to rosyjska tajemnica tajemnic – udziały ma Władimir Putin.
Niezależnie od drogi, którą nieprawdziwe wieści dotarły do „Izwiestii", wpisują się one w poetykę wcześniej najlepiej reprezentowaną przez generał Anodinę i jej MAK.
To poetyka, w której Polska nie dorosła do tego, by ją traktować poważnie. To poetyka, dzięki której czytelnik z Filipin, RPA czy Argentyny dowiedział się w ostatnich latach o naszym kraju jednego: że pijany generał usiadł za sterami najważniejszego samolotu i doprowadził do katastrofy, w której zginął prezydent i dziesiątki dygnitarzy.
I tego czytelnika już nic nie przekona, że inny raport, inna komisja mówi na ten temat coś innego. Całe szczęście – waga wieści z „Izwiestii" nie jest tego kalibru. Filipińczyk nie dowie się, że Polska jest tak zachłanna, iż chciałaby zagarnąć 10 hektarów rosyjskiej ziemi, by tam postawić pomnik.