Jaki jest do tych spraw stosunek Tuska? Trudny do określenia, i można mieć wrażenie, że zmienia się w zależności od atmosfery społecznej. Dla premiera problemem nie są więc same poglądy Gowina, lecz jego dążenie do wcielenia ich w życie. Taktyka szefa rządu od lat polega bowiem na uciekaniu od decyzji, na lawirowaniu, aby pogodzić skrajne skrzydła w PO.
Pewnie właśnie dlatego w 2011 roku Donald Tusk powołał w skład swojego gabinetu rosnącego w siłę Jarosława Gowina. Miał nadzieję, że krakowski poseł – jako minister – wyciszy się i nie będzie sprawiał problemów. Tymczasem Gowin nie tylko nie zamilkł, ale o kwestiach światopoglądowych zaczął mówić głośniej, domagając się ich uregulowania. Taka postawa musiała podziałać na Tuska jak płachta na byka.
Sprawa ostatnich wypowiedzi Gowina na temat in vitro wydaje się jednak tak błaha, iż trudno ją traktować jako prawdziwą przyczynę do ewentualnego odwołania ministra. Gdyby za rzucanie tego typu uwag miało się dymisjonować członków gabinetu, to nie tylko już dawno nie byłoby rządu, ale też i sam premier musiałby się podać do dymisji. Wszystko więc wskazuje na to, że to tylko pretekst, za którym stoją polityczne kalkulacje, a może i osobista niechęć do wyrastającego ponad innych ministra.
Jednak dziś Donald Tusk, odwołując Jarosława Gowina z powodu wypowiedzi na tematy światopoglądowe, podjąłby duże ryzyko. W takiej sytuacji obrażony były minister mógłby odejść z Klubu Platformy. W dodatku ukaranie Gowina za poglądy wzmocniłoby jego pozycję – nie tylko na scenie politycznej, ale również w oczach społeczeństwa. W trudnych czasach bowiem politycy z charakterem są w cenie.
W dodatku, gdyby wraz z Gowinem koalicję opuściło choć kilku posłów, oznaczałoby to brak sejmowej większości. A to dla Tuska byłaby największa tragedia – groziłaby mu bowiem utrata władzy.