Niemal połowa osób korzystających ze świadczeń żyje w rodzinach, gdzie dochód na osobę nie przekracza 250 zł miesięcznie. Tyle szokująca statystyka. A jak jest naprawdę?
Eksperci grzmią, że źle wydajemy pieniądze przeznaczone na pomoc i nie wspieramy tych co trzeba.
Prawda jak zwykle w takich sprawach leży pośrodku. Nie można negować polskiej biedy. Ona rzeczywiście jest. Być może na ulicach stolicy jej nie widać, ale wystarczy wyjechać kilka kilometrów za jej rogatki. Kilka tygodni temu koleżanka działająca w Caritasie w jednej z podwarszawskich miejscowości (10 tys. mieszkańców) zdradziła mi, że ma pod opieką ok. 500 rodzin (2 tys. osób), które żyją w skrajnej nędzy. Gdy zapytałem, gdzie są ci ludzie, wsiadła ze mną do samochodu i tylko na jednej ulicy pokazała mi aż sześć domów, w których żyją ludzie na skraju nędzy.
Medal ma oczywiście dwie strony. Najpewniej połowa z tych ludzi rzeczywiście żyje w biedzie, która wynika m.in. z ich nieporadności. Druga połowa „biednych" to ludzie wyjątkowo zaradni. Pracują na czarno, a zasiłki i darmowe posiłki dla dzieci wyrywają z opieki społecznej. Po konserwy i proszek do prania chodzą do Kościoła.
Porażająca bieda polskich rodzin tkwi w systemie. Aparat administracyjny tzw. opieki społecznej od lat jest niesprawny. Pokazują to nie tylko sprawy dotyczące wyłudzania zasiłków, ale coraz częściej nagłaśniane przypadki braku kontroli pracowników socjalnych nad ich podopiecznymi. Niedostateczny nadzór prowadzi bowiem do nadużyć. A w naturze Polaka – nawet tego bogatego – leży kombinowanie. I niestety, większość z nas wychodzi z założenia, że skoro państwo pozwala się skubać, to po prostu należy to robić. Sęk w tym, że w ten sposób skubiemy także siebie.