Kiedy brakuje świętych

Lewicowe rewolucje XX wieku miały przynieść zerwanie nie tylko z kapitalizmem i pozostałościami feudalizmu, ale i z religią. Tak się jednak nie stało.

Publikacja: 21.06.2013 19:03

Filip Memches

Filip Memches

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Szybko pojawiły się nowe kulty z ikonami bohaterów wielkiej sprawy. Lenin, Trocki, Stalin, Che, Mao, dynastia Kimów – to tylko ci najsłynniejsi. Do nich dołączył polityk znacznie bardziej umiarkowany niż oni, Hugo Chavez.

Współczesny człowiek wciąż nie jest w stanie wyzbyć się potrzeby sacrum. Poza tym od zarania ludzkości występuje napięcie między prozą codzienności a kulturą. To właśnie kultura kreuje wzorce postaw, a robi to za pośrednictwem mitów, które lansują bohaterów za cel stawiających sobie naprawę świata. Swoją mocną pozycję zawdzięczają rugowaniu z przestrzeni publicznej religii.

Dla formowanych rzekomo przez wartości chrześcijańskie Europejczyków oraz mieszkańców Ameryk święci katoliccy są postaciami coraz bardziej anonimowymi. Wyjątki stanowią ci, którym udało się przebić do kultury masowej. Ale nawet i święty Franciszek z Asyżu kojarzy się dziś bardziej z lewackimi sentymentalnymi opowieściami o brataniu się ze zwierzętami niż z ascezą i mistyką.

Nie może zatem dziwić kariera, jaką w wyobraźni społecznej robią politycy będący symbolami przemian rewolucyjnych. Szczególnie wtedy, kiedy problem zaopatrzenia w chleb pozostaje nierozwiązany. Można wówczas wskazać wroga klasowego lub niecne obce mocarstwo, które knuje globalny spisek przeciwko państwu będącemu awangardą postępu.

Warto jednak zwrócić uwagę na to, że Trocki, Che, Mao stali się w latach 60. ubiegłego stulecia obiektami fascynacji w krajach, w których do żadnych rewolucji nie doszło. Czy zaważył mit o ideowej bezkompromisowości, którą trzej politycy rzekomo się wykazali wtedy, kiedy rezultaty rewolucji z ich udziałem okazały się brutalnym rozczarowaniem?

Być może wizja ciepłej wody w kranie jest zbyt ograniczona, żeby rozpalić polityczne namiętności. Stąd chociażby przypadek obecnego prezydenta Francji François Hollande'a. Zrezygnował on z bezbarwnej postpolityki i sięgnął po konfrontacyjny język lewicowej ideologii. Widać koniunktura na radykalne obietnice składane przez Robin Hoodów XXI wieku trwa.

Komentarze
Estera Flieger: Po spotkaniu Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem politycy KO nie wytrzymali ciśnienia
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Donald Tusk w orędziu mówi językiem PiS. Ale oferuje coś jeszcze
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Nie wykręcajcie nam rąk patriotyzmem, czyli wojna pod flagą biało-czerwoną
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Grzegorz Braun testuje siłę państwa. Czy może więcej i pozostanie bezkarny?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Komentarze
Kazimierz Groblewski: Ktoś powinien mocniej zareagować na antysemityzm Grzegorza Brauna
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne