Byłaby stracona, bo na rozlew krwi na rozkaz prezydenta Wiktora Janukowycza Zachód nie mógłby nie zareagować. Nie mógłby uznać, że nic się nie stało. Nawet gdyby zachodni politycy chcieli to zrobić, to mieliby problem z opinią publiczną w swoich krajach, która nagle odkryła Ukrainę i przygląda się z uwagą wydarzeniom.
Każdy męczennik-ofiara zrewoltowanego Majdanu oddalałby Ukrainę od zbliżenia z Unią Europejską.
Janukowycz byłby skazany na izolację ze strony Zachodu. A to zmuszałoby go do zwrócenia się już na dobre w stronę Rosji, w której nikogo za pacyfikowanie opozycji się nie izoluje. Można nawet powiedzieć, że tam jest to trendy.
Ryzyko nie zniknęło. Pogłoski o tym, że krwawa rozprawa z opozycją nastąpi za chwilę, pojawiały się i później. Pisząc te słowa, nie mogłem mieć pewności, czy we wtorek nie zobaczę w telewizji, że pogłoski okazały się faktem. Sytuacja w Kijowie była niejasna, podobnie jak deklaracje napływające z obozu opozycji.
Jeżeli jednak do krwawej rozprawy z opozycją nie doszło, to można mówić o umocnieniu się Janukowycza i jednoczesnym zachowaniu szansy Ukrainy na prozachodnią przyszłość.