Jeżeli zostanie ukończona i inspektorzy nie doszukają się tysięcy usterek, to może uda się jej koszt zamknąć sumą cztery i pół razy większą od planowanej. Planowali politycy. Ich rozmowy to zapewne gotowe dialogi.
W razie czego mógłbym trochę obserwacji podrzucić sprzed kilkunastu lat, gdy mieszkałem w Niemczech. Wtedy wydawało się, że lada moment mieszkańcy wielomilionowej stolicy będą latać po całym świecie ze wspomnianego wielkiego międzynarodowego portu lotniczego. Jeszcze nie latają.
A na dworcach kolejowych stały tablice, na których odnotowywano, jaka część pociągów dojechała na czas. Gdy rzadko można było tam wpisać więcej niż 60 procent, idea tablic upadła, wraz z wizerunkiem Niemiec, w których zegarki ustawia się według kursowania pociągów.
Spotkałem się też z ekipami fachowców. Poznałem je, bo wpadłem na nierozsądny pomysł założenia drugiego numeru telefonu, stacjonarnego, ale supernowoczesnego. Przychodzili majstrowie, z podwładnymi, jeden trzymał drabinę, drugi opukiwał ściany. Przekręcali, wykręcali, gruz rozrzucali, w głowy się drapali, teorie snuli, papierki pod nos podsuwali. I tak kilka tygodni, po których się okazało, że nic z telefonu nie będzie. Bo kamienica, w której mieszkałem, nie była przygotowana na tak nowoczesną technologię.
Ci fachowcy, z mojego ówczesnego mieszkania i z późniejszych wielkich budów w Hamburgu czy pod Berlinem, burzą stereotyp Niemców punktualnych, solidnych, liczących się z kosztami i planami. Ale nie burzą gospodarki Niemiec.