I nie tylko komentatorzy uważają, że była nudna, pozbawiona myśli przewodniej i nie dotyczyła wcale istoty tego, nad czym będziemy w niedzielę głosować. Dość mają jej nawet kandydaci ?– Kazimierz Kutz napisał wczoraj na Facebooku, ?że żałuje, iż zgodził się wystartować.

To swoisty paradoks, że ważne wybory poprzedziła błaha kampania. O ich wadze w skali całego kontynentu napisano już wiele. Dość tylko przypomnieć, że przed UE stoją w najbliższych miesiącach kluczowe decyzje (dotyczące choćby energii, klimatu, wspólnego rynku czy umowy handlowej z USA), na które wpływ będą mieli przyszli europosłowie. Ale te wybory są ważne również ?z punktu widzenia polskiej polityki. Będą bowiem pierwszym ogólnopolskim testem poparcia dla partii politycznych od wyborów parlamentarnych w 2011 ro-?ku. I pokażą, czy – jak twierdzi PiS – Polacy już zmęczyli się rządami Donalda Tuska i domagają się zmiany, czy też – jak przekonuje Platforma Obywatelska ?– postawią na bezpieczeństwo i wybiorą rządy, które im się może znudziły, lecz obiecują chronić ich przed niestabilnością.

Ponadto wybory do europarlamentu mogą zdecydować o tym, które z ugrupowań – Twój Ruch czy SLD – zdominuje polską lewicę i czy może ona wrócić do łask Polaków. Od decyzji wyborców zależeć będzie też, czy przetrwają mniejsze partie prawicowe, takie jak Solidarna Polska czy Polska Razem, oraz czy na polityczne salony powróci po dwóch dekadach leciwy enfant terrible polskiej demokracji Janusz Korwin-Mikke.

Duże znaczenie ma też to, ilu wyborców zostanie w niedzielę w domu. Bo im niższa frekwencja wyborcza, tym bardziej nieprzewidywalne, i w pewnym sensie bardziej przypadkowe, wyniki wyborów.

A frekwencji możemy spodziewać się niskiej. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że na małe zainteresowanie wyborami polscy politycy przez ostatnie lata ciężko pracowali. Niska frekwencja będzie świadczyć o tym, jak bardzo treści partyjnych przekazów rozmijają się z tym, co naprawdę interesuje wyborców. Dlatego powinni oni być wobec polityków bardziej wymagający.