W specjalnych ministerialnych agendach powstają dziesiątki programów, które mają wyciągnąć szkoły z kryzysu.
Efektów nie widać żadnych. Wystarczy spojrzeć na wyniki egzaminów szóstoklasistów, gimnazjalistów czy maturzystów. Z roku na rok jest coraz gorzej.
Tymczasem MEN – nawet po kolejnych krytycznych raportach NIK – nie ma sobie nic do zarzucenia i wymyśla kolejne programy naprawcze, na które wydaje dziesiątki milionów złotych.
Od kilku lat MEN inwestuje w reformę nadzoru pedagogicznego. O kontrowersjach z tym związanych piszemy w dzisiejszej „Rzeczpospolitej". Zaskakujące, że fiasko jakiegoś programu nie pociąga za sobą żadnych konsekwencji. Urzędnicy najspokojniej w świecie poprawiają program, który wcześniej popsuli.
Obok milionów z UE i budżetu państwa, które bez sensu wydajemy, można byłoby nawet przejść obojętnie. Nie da się jednak nie zauważyć, że na tych beznadziejnie przygotowanych reformach tracą przede wszystkim dzieci. Nauczyciele zajęci wdrażaniem kolejnych pomysłów ministerialnych na edukację machają ręką, bo muszą się pogłowić, jak w tym czy innym sprawozdaniu pod-?nieść ogólną ocenę placówki. I tak naprawdę dobro ucznia schodzi na plan dalszy.