W ciągu ostatnich tygodni trzęsienia ziemi idą na zmianę z rosnącym napięciem. Na szczęście są też chwile oddechu. Napięcie rośnie – rosyjska armia koncentruje się przy granicy z Ukrainą; i spada – rosyjska armia cofa się znad granicy ?z Ukrainą. Trzęsienie ?ziemi – nie wiadomo, skąd rosyjskie czołgi wjeżdżają ?na Ukrainę. Napięcie spada – Rosja dopuszcza obserwatorów OBWE na dwa ?swoje przejścia graniczne, ?by na własne oczy mogli się przekonać, że nie przechodzą tamtędy transporty z bronią dla separatystów.
W kinie nikt jednak długo by nie wytrzymał takiej huśtawki nastrojów, dlatego trzeba przeznaczyć chwilę na wybuch rozluźniającego śmiechu. O, jest – obserwatorzy OBWE przyznają, że kontrolują teren w promieniu 100 metrów od posterunków, a odcinek granicy opanowany przez separatystów liczy 150 kilometrów.
Grę na emocjach międzynarodowej opinii publicznej, a dokładniej rzecz biorąc polityków, Putin opanował do perfekcji. Sporo czasu minęło już od chwili, gdy wybuch jego gniewu na konferencji w Monachium publiczność przyjęła ironicznymi uśmieszkami i drwiącymi propozycjami, by śladem Nikity Chruszczowa zdjął but i zaczął nim walić w trybunę. Dziś zachodni politycy wpatrują się w niego jak zahipnotyzowani, czekając na jego ruch, zdolni tylko do reakcji, a niezdolni do podjęcia własnej akcji.
Teraz znów mamy huśtawkę nastrojów i niekończącą się medialną opowieść o dziwacznym „konwoju humanitarnym": wjedzie na Ukrainę, czy nie, spróbuje przebić się siłą, czy nie? A w tle oczekiwanie na kolejne wystąpienie Putina, które może wstrząsnąć naszym regionem.
Rosyjski przywódca umiejętnie dozuje napięcie i zachowuje się tak, jakby znów walczył na tatami w pojedynku dżudo. Natykając się na opór, cofa się, próbuje wytrącić przeciwnika z równowagi, chwilę się mocuje, po czym zadaje niespodziewany cios.