Jego doktoratu nie czytałem, mam świadomość znaczenia wymogów naukowości, jakie stają przed doktorantem. Skandal jednak, jaki rozpętano wokół tej pracy – chociażby to, że na jej temat wypowiadają się nawet redaktorzy seniorzy „Tygodnika Powszechnego" – zdecydowanie mnie zniesmaczył. Wystarczy bowiem zajrzeć do rozmaitych zeszytów naukowych czy pooglądać tytuły prac doktorskich na wydziałach nauk społecznych, żeby uznać, że doktorat Goliszewskiego to szczyt naukowości, precyzji i normalności.
Doskonałym na to dowodem jest konferencja (a jakże, naukowa) zorganizowana na Uniwersytecie Warszawskim (to ten sam, którego profesorowie tak się oburzyli na doktorat szefa BCC) w minionym tygodniu. Wygłoszono na niej – niezmiernie naukowe, już sądząc po tytułach – wykłady poświęcone „jękom wyobrażonym", czyli pornografii w kinie niemym, „krytyce katolicyzmu w literaturze pornograficznej epoki oświecenia", „prawom pracowniczym w przemyśle pornograficznym", a także „pornograficznym obrazom grubych kobiet" i odpowiedzi na pytanie, czy są one „reprezentacją uprzedmiotawiającą czy emancypacyjną". Ten ostatni wykład pełen był tak odkrywczych i „naukowych" myśli jak stwierdzenie, że w filmach pornograficznych z udziałem grubych kobiet „uprawiają one seks ze szczupłymi mężczyznami albo z innymi grubymi kobietami".
Jego autorka – wykładająca na Uniwersytecie Gdańskim – rozpoczęła od wyznania, że sama jest grubą kobietą. Nie zabrakło także – to już podczas innych wykładów – prezentowania slajdów ze szczególnie interesującymi – oczywiście, jak zapewniano, z naukowego punktu widzenia – zdjęciami z gejowskich pornosów, które były ze szczegółami analizowane. Autorami tych „wstrząsających wykładów" byli doktorzy i doktoranci rozmaitych wydziałów nauk społecznych, którzy niebawem – na podstawie takich właśnie badań – obronią doktoraty albo habilitacje i będą uczyć studentów.
Tyle że im nikt nie wyrzuca braku naukowości, nie zauważa, że zajmowanie się jękami wyobrażonymi czy wyświetlanie w ramach naukowych wykładów pornoli niewiele ma wspólnego nie tylko ?z nauką, ale też z dobrym smakiem. Ks. Adam Boniecki, który z pasją atakował Marka Goliszewskiego, nie pisze listu do rektora Uniwersytetu Warszawskiego i nie prosi go, by powstrzymał upadek uczelni ?i naukowości. A przecież jeśli gdzieś można i trzeba mówić o upadku nauki, to nie tyle w przypadku średniego doktoratu praktyka biznesu, ile w przypadku pisania doktoratów przez lewackich propagandystów i działaczy gejowskich.
Autor jest doktorem filozofii, redaktorem naczelnym telewizji Republika