Członkowie organizacji, zamiast ciąć produkcję surowca, sami tną jego ceny, by utrzymać udział w rynku. Kraje, które mają stosunkowo niskie koszty wydobycia ropy, mogą sobie jeszcze na to pozwolić, państwa takie jak Rosja czy Wenezuela – już nie.
Na Kremlu zapewne są wściekli. Rosyjska propaganda coraz częściej będzie przypominała o umowie między USA a Arabią Saudyjską, która poprzez obniżenie cen ropy doprowadziła do zrujnowania Związku Sowieckiego w latach 80. Komunizujący prezydent Wenezueli Nicolas Maduro będzie zapewne tropił ślady imperialistycznego spisku mającego na celu zniszczenie „wspaniałego ustroju" jego kraju. W Moskwie i w Caracas pewnie nie będą przypominać, że to rzekome wielkie knucie zaczęło się ponad dekadę temu, gdy w USA na dużą skalę zaczęto wydobywać surowce energetyczne ze złóż łupkowych. Dzięki temu Ameryka zaczęła zalewać rynki swoją ropą. Sytuacja w nadchodzących latach stanie się jeszcze ciekawsza, gdy głodne energii Chiny same rozpoczną na masową skalę wydobycie surowców z łupków.
To będzie ostateczny cios dla Rosji oraz innych gospodarek ekstensywnych, które nie wykorzystały okresu boomu na rozwój przemysłu i branży usługowej. W rezultacie Zachód zmniejszy swoją zależność od paliw pochodzących od bliskowschodnich i postsowieckich reżimów, a groźba energetycznego szantażu znacząco zmaleje. Oczywiście tak jest nie wszędzie. Niektóre rządy wykazują bowiem zadziwiającą głupotę w dziedzinie bezpieczeństwa energetycznego ich państw (a może to nie jest głupota, tylko sabotaż?).
Być może jesteśmy obecnie świadkami historycznych zmian. Tak jak epoka kamienia nie skończyła się z powodu braku kamieni, tak era prosperity naftowych potęg nie skończy się z powodu braku ropy, ale w wyniku rewolucji technologicznej. Dla Polski to będzie korzystne, ponieważ nasza gospodarka na taniej ropie zyskuje.