Włoski parlament zmienił ordynację tak, by zwycięska partia zawsze miała samodzielną większość w parlamencie. Zawsze.
Zwycięska partia, pod warunkiem że zdobędzie co najmniej 40 proc. głosów w wyborach, będzie miała zagwarantowane 340 miejsc w 630-osobowym parlamencie. Jeśli żadna partia nie otrzyma 40 proc. głosów, odbędzie się druga tura wyborów, ale tylko pomiędzy dwiema partiami z największą liczbą głosów. Zwycięska partia otrzyma 340 mandatów.
W ten sposób włoski premier Matteo Renzi, autor pomysłu zmiany ordynacji, chce zakończyć obłędne koło włoskich rządów koalicyjnych po II wojnie światowej. Od 1946 r. Włosi mieli 41 premierów.
Renzi słusznie uważa, że rządy koalicyjne są słabsze. Widzimy to w Polsce, gdzie cieszące się stosunkowo niewielkim poparciem w skali kraju PSL (i jego poprzednik ZSL) zasiadało w ośmiu z 16 gabinetów po 1989 roku. Koalicja zawsze jest kompromisem i dlatego zawsze będzie słabszym rządem.
Oczywiście dla jednych to słabość, a dla innych siła demokracji. Nie ma jednak polityka w historii Polski i każdego innego kraju, który nie tłumaczyłby rezygnacji z własnych planów własnie wymogami koalicji. Jedynie premier rządzący samodzielnie nie może skutecznie używać tego argumentu.