Zawodnik UAE Team Emirates w 2020 roku został najmłodszym zwycięzcą Wielkiej Pętli od 116 lat. Pogacar, dzięki zamykającej wyścig „czasówce”, podczas której raczej leciał niż jechał na rowerze, pokonał rodaka Primoża Roglicia. Rok temu, kiedy byłego skoczka narciarskiego zatrzymały problemy zdrowotne, wyprzedził drugiego kolarza w klasyfikacji generalnej o pięć minut – to przepaść.
Pogacar wygrywał już także prestiżowe wyścigi klasyczne (Liege–Bastogne–Liege, Il Lombardia, Strade Bianche) oraz przywiózł brązowy medal z igrzysk w Tokio. Wielu porównuje go do Eddy’ego Mercxa i nazywa kanibalem. – Trudno znaleźć słowa, żeby opisać jego wyczyny – mówił niedawno sam Belg na łamach „La Gazetta dello Sport”.
Słoweńcy miewali ostatnio problem z dopingiem częściej niż inni
Słoweniec ucieka od historycznych porównań. – Patrzę tuż przed siebie, a nie na to, co będzie za dziesięć lat. Kto wie, może już osiągnąłem szczyt możliwości i za rok nie będę tak mocny – przyznaje w rozmowie z „Wall Street Journal”. Trudno uciec od wrażenia, że tak samo zachowuje się podczas wyścigów – przed każdym etapem czy nawet kolejnym wzniesieniem.
Wniósł do peletonu świeżość, bo podczas rywalizacji bazuje na instynkcie. Ważniejsze są dla niego sygnały, jakie odbiera od organizmu, a nie precyzyjny plan opracowany na podstawie odczytów mocy. To różni go od największych rywali oraz poprzedników – rodaka Roglicia czy Brytyjczyka Christophera Froome’a – którzy tak zawierzyli komputerom, że zamienili jazdę na rowerze w realizację zapisów arkusza kalkulacyjnego.