Takie wiadomości napływają codziennie z terenów wyzwalanych przez armię ukraińską. Terenów wyzwalanych jest dużo, a to oznacza, że dużo jest też zwyrodnialców w rosyjskich mundurach. Skąd tyle bestialstwa w tym narodzie i państwie? Owszem, Rosjanie uciekają z kraju setkami tysięcy, aby uniknąć mobilizacji, ale niech to nas nie zmyli: nie mają nic przeciwko wymazywaniu Ukrainy z mapy, byle nie ich rękami. Dopóki wojnę przedstawiano im jako okazję do łatwego zarobienia pieniędzy, rabowania sprzętu AGD, gwałcenia kobiet, zabawiania się strzelaniem w tył głowy i torturowaniem, wojna była „OK”: „Rosyjskie statystyki wskazują na blisko 80-procentowe poparcie dla Putina i jego agresji na Ukrainę. Dlatego nawet biorąc poprawkę, że mogą to być dane zawyżone przez reżim, można postawić tezę, że większość społeczeństwa podpisuje się pod działaniami dyktatora. Działaniami, podkreślmy, które niosą zniszczenie i śmierć, które gwałcą wszystkie wartości cywilizowanego świata” („Rzeczpospolita”, 23 września 2022 r.).

Ale stawiając taką tezę, trzeba też powtórzyć zadane wyżej pytanie: skąd tyle bestialstwa w tym społeczeństwie? Dlaczego dantejskie bestialstwo jest normą? Historycy znają odpowiedź: nie może być inaczej w populacji od stuleci „trzymanej za mordę”, w społeczeństwie gloryfikującym „samodzierżawie” i przemoc.

W XVII w. rosyjscy bojarzy powiedzieli w oczy polskiemu szlachcicowi Samuelowi Maskiewiczowi: „wasza wolność wam dobra, a nasza niewola nam”. Już wtedy, od co najmniej dwóch stuleci, normą było bezduszne i bezsensowne okrucieństwo. Przykład szedł z góry. Każde słowo krytyki pod adresem władcy uznawane było za zdradę stanu, karane batożeniem, wyrywaniem języka, obcinaniem głowy. Zjawisko to uchwycił „in statu nascendi” habsburski dyplomata Siegmund von Herberstein (1486–1566), wytrawny znawca spraw moskiewskich – posłował tam dwa razy, w roku 1517 i 1526. Spisał swoje obserwacje zakończone następującą konkluzją: „Nie wiadomo, czy pewne prostactwo ludzi wymaga władzy tyrana, czy też od tyranii księcia lud ten stał się tak grubiański, nieczuły i okrutny”.

Minęło pół tysiąclecia i lud ten w dalszym ciągu jest grubiański, nieczuły i okrutny, Bucza nie jest jedyna; w Mariupolu, Iziumie – wszędzie rosyjscy okupanci urządzali i urządzają katownie na okupowanych ukraińskich ziemiach. A władca tego ludu ma go tam, gdzie plecy kończą swoją przyzwoitą nazwę, skoro wysyła na pewną rzeź setki tysięcy „baranów”.

Hieronim Grala w eseju „Człowiek wobec władzy na Rusi Moskiewskiej w XIV–XVI w.” napisał w roku 1997 – wtedy, gdy w Europie nikomu się jeszcze nie śniła rosyjska inwazja na Ukrainę: „...autokratycznym zapędom monarchów społeczeństwo Rusi Moskiewskiej nie zdołało przeciwstawić nic ponad incydentalne protesty sfrustrowanych kierunkiem przemian feudałów. Uświęcone tradycją prawo odjazdu [za granicę] zastąpiła trudna do zrealizowania ucieczka, połączona z konfiskatą dóbr i groźbą utraty życia”. Wypisz, wymaluj – to samo dzieje się teraz.