Hitler i Goebbels byli sfrustrowani. Przecież do niedawna niemal codziennie dywagowali, czy Ren w sposób naturalny zatrzyma aliancką ofensywę. Teraz nie było już o czym rozmawiać. Fortuna coraz szybciej oddalała się od nazistów. Pięć lat po blitzkriegu w północnej Francji teraz to wojska koalicji antyhitlerowskiej realizowały swoją formę blitzkriegu. Rozmowy o linii Renu zastąpiły nerwowe debaty, „czy i gdzie uda się zbudować drugą naturalną barykadę na drodze marszu Amerykanów i Brytyjczyków".
Chociaż niemiecką stolicę dzieliło od linii frontu zachodniego kilkaset kilometrów, nikt w mieście nie czuł się już bezpiecznie. 13 marca nalot dywanowy bombowców Mosquito zmiótł jedno skrzydło Ministerstwa Propagandy i mocno zniszczył front Kancelarii Rzeszy. Hitler popadł w przygnębienie, które 18 marca pogłębiło memorandum przybyłego z podróży po Niemczech Zachodnich Alberta Speera. Po raz pierwszy członek gabinetu Hitlera wyrażał w meldunku do wodza opinie, za które wielu innych zapłaciłoby życiem. „Mein Führer, pod względem gospodarczym wojna, że tak powiem, jest przegrana" – konkludował minister uzbrojenia.
Hitler przeczytał memorandum w osłupieniu. Długo nie mógł dojść do siebie. Wzburzony wezwał do siebie reichsleitera Martina Bormanna, któremu nakazał przygotować specjalny rozkaz zniszczenia wszelkiej infrastruktury komunikacyjnej, łącznościowej, przemysłowej i zaopatrzeniowej oraz majątków ruchomych i nieruchomości, które miałyby wpaść w ręce wroga. Rozporządzenie wodza, nazwane Rozkazem Nerona (niem. Nerobefehl), trafiło 19 marca 1945 r. do dowódców wojskowych i gauleiterów. Osobista odpowiedzialność za jego realizację spadła na Alberta Speera. Nawet fanatyczni działacze NSDAP przyjęli rozporządzenie z przerażeniem. Z woli wodza Niemcy miały wrócić do epoki kamienia łupanego. Wkraczający do Niemiec alianci mieli zastać jedynie spaloną ziemię.
Kilka dni po wydaniu Nerobefehl Hitler poinformował Goebbelsa o zamiarze zdymisjonowania Speera i mianowania ministrem uzbrojenia sekretarza stanu Karla-Otto Saura. „Speer to raczej typ artysty – mówił Hitler o swoim niedawnym ulubieńcu – ma wprawdzie duży talent organizacyjny, ale jest za mało doświadczony politycznie i zbyt słabo wyszkolony, żeby można go było uznać za absolutnie niezastąpionego w tym krytycznym okresie". Sam minister zareagował na wieść o dymisji w sposób, którego nikt się nie spodziewał. Przyjechał niezaproszony do Kancelarii Rzeszy i zażądał rozmowy z Hitlerem, w czasie której – jak to opisał w swoich pamiętnikach Goebbels – doszło do „dramatycznej wymiany zdań". Speer z podziwu godnym opanowaniem oświadczył wodzowi, że nie wykona jego rozkazów. Mało tego. Ośmielił się nazwać rozporządzenie z 18 marca bardzo szkodliwym dla Niemiec. Zgodził się jedynie na „chwilowe" paraliżowanie infrastruktury i przemysłu.
Hitler, zdumiony śmiałością Speera, zgodził się na takie połowiczne rozwiązanie. Odtąd jednak traktował ministra z nieufnością. Jego podejrzliwość wobec współpracowników narastała z godziny na godzinę. Obraził się na Bormanna, który nie wyraził pełnej aprobaty dla Nerobefehl. Zaczął po raz pierwszy głośno krytykować Goeringa za milczenie w tej sprawie. Nawet Heinrich Himmler utracił zaufanie Hitlera, kiedy wódz dowiedział się o odwrocie dowodzonej przez niego Grupy Armii „Wisła".