W czasie wieczornej wideokonferencji unijnych przywódców w czwartek podziały były tradycyjne, jak w czasie każdej dyskusji o wydawaniu pieniędzy. Północ ostrożnie każe czekać na rozwój sytuacji, Południe przekonuje, że wielkie finansowanie potrzebne jest natychmiast. Północ sądzi, że każdy powinien najpierw zadbać o siebie, dla Południa rozwiązaniem jest wspólny dług.
— Kilka państw członkowskich wyobraża sobie w obecnej sytuacji emisję koronaobligacji. Ale to nie jest stanowisko popierane przez Niemcy i nie tylko — powiedziała niemiecka kanclerz Angela Merkel. Dyskusja liderów miała trwać dwie godziny, przeciągnęła się na sześć. Uniknięto otwartego sporu i uzgodniono wspólny komunikat, pod którym podpisali się wszyscy. Ale w najbardziej kontrowersyjnej sprawie, a więc czy i jak zwiększyć finansowanie na walkę z pandemią, tekst jest bardzo ogólny. Przywódcy zobowiązali Eurogrupę, czyli ministrów finansów strefy euro, do opracowania propozycji w ciągu dwóch tygodni.
— To jest najniższy wspólny mianownik — przyznał premier Holandii Mark Rutte. Tak ogólny tekst ostatecznie pasował jednak właściwie wszystkim, choć z różnych powodów. Dla Niemiec, Holandii, Austrii, czy Finlandii kluczowe było, że nie znalazło się w nim żadne odniesienie do wspólnych euroobligacji, o które apeluje 9 państw UE: Francja, Włochy, Hiszpania, Portugalia, Belgia, Luksemburg, Irlandia, Słowenia i Grecja, czyli prawie połowa strefy euro. Dla tej drugiej grupy, a szczególnie dla Włoch, istotne okazało się także nie umieszczanie w komunikacie mniej radykalnej opcji, czyli linii kredytowej z Europejskiego Mechanizmu Stabilności (EMS), który jest funduszem ratunkowym strefy euro. Rzym obawia się, że to z góry ograniczyłoby dyskusję do tej jednej opcji, bo ciągle ma nadzieję, że pozostali zgodzą się jednak na więcej.
Tak się składa, że kraje najbardziej dotknięte obecnie pandemią — jak Włochy, Hiszpania i Francja — to tradycyjnie zwolennicy uwspólnotowienia europejskiego długu i większych wydatków. Przekonują one jednak, że sytuacja jest inna niż w czasie kryzysu finansowego w 2009 roku i wymaga innych instrumentów. Po pierwsze, skutki gospodarcze będą katastrofalne i trzeba zrobić więcej niż tylko masowe zakupy obligacji rządowych przez Europejski Centralny (już obiecane), przesunięcia w unijnym budżecie, czy nawet kredyty EMS. Po drugie, argumentuje premier Włoch Giuseppe Conte, tym razem szok jest symetryczny, a nie asymetryczny. Dotyka zatem wszystkich, a nie nielicznych jak w 2009 roku. I w przeciwieństwie do tamtej sytuacji, gdy można było mówić o karze za błędy rządzących, tym razem kryzys jest niezawiniony.