Powódź prawdopodobnie zatopi Wody Polskie powołane w 2018 r. do centralnego zarządzania gospodarką wodną, która – jak twierdzą rządzący – w czasie obecnego kryzysu nie zdała najważniejszego sprawdzianu. Państwowej instytucji zarzuca się m.in. utratę kontroli nad mającymi chronić tereny przed zalaniem zbiornikami retencyjnymi i brak wcześniejszych działań na rzecz ochrony przeciwpowodziowej. Z kolei samorządy oskarżają Wody Polskie o finansowe niszczenie przedsiębiorstw wodno-kanalizacyjnych wskutek sztucznego – bo z politycznego nadania – utrzymywania niskich stawek za wodę.
Czytaj więcej
Pogarszająca się sytuacja na południu Polski sprawiła, że zdecydowano się na niecodzienny ruch –...
Sygnalizowaną jeszcze przed październikowymi wyborami przez polityków Koalicji Obywatelskiej chęć zlikwidowania Wód Polskich obecna powódź znacznie zwiększyła. Decyzji na razie nie ma, choć szokująca – jak to określił przed tygodniem na posiedzeniu sztabu kryzysowego premier Donald Tusk – sytuacja z brakiem informacji i kooperacji w sprawie niekontrolowanego zrzutu wody ze zbiornika Lubachów może ją przybliżyć.
Wody Polskie: Pracownicy nękani i zastraszani
Za to wśród blisko 6 tys. zatrudnionych w tej instytucji rośnie napięcie. Niektórym wyjątkowo mocno – pracownikom zlewni Nysa trzeba było zapewnić ochronę, bo według szefowej Wód Polskich Joanny Kopczyńskiej mieli być nękani i zastraszani, a także otrzymywać groźby karalne. Niewykluczone, że mieszkańcom zniszczonych przez powódź terenów puściły nerwy: burmistrz Nysy Kordian Kolbiarz obwinił w mediach społecznościowych wrocławski zarząd Wód Polskich za zalanie miasta wskutek podjęcia błędnych decyzji. Kopczyńska w rozmowie z „Nową Trybuną Opolską” odpowiedziała, że decyzje podejmowane były zgodnie z obowiązującymi procedurami oraz na podstawie prognoz meteorologicznych i hydrologicznych.
Czytaj więcej
Powołane przez rząd PiS przedsiębiorstwo w czasie powodzi poległo. Musi oddać część zadań samorzą...