Łukasz Bernatowicz: Rząd i NBP prowokują wysoką inflację

Państwo powinno wspierać biznes, a nie tworzyć bariery dla jego prowadzenia – uważa Łukasz Bernatowicz, prezes Związku Pracodawców BCC. Przyznaje, że nie ma takiej wyobraźni by przewidzieć co politycy jeszcze wymyślą przed wyborami. Jednak nie powinni lekceważyć przedsiębiorców, bo co siódmy wyborca zajmuje się biznesem.

Publikacja: 24.07.2023 12:04

Łukasz Bernatowicz, prezes Związku Pracodawców BCC

Łukasz Bernatowicz, prezes Związku Pracodawców BCC

Foto: Rzeczpospolita

Policzył Pan, że przedsiębiorcy to 14 proc. głosów wyborców, prawda?

- Tak. Gdyby tylu członków miała partia polityczna to byłaby trzecią siłą parlamentarną. To wyliczenia Federacji Przedsiębiorców Polskich, organizacji stowarzyszonej z BCC. Oczywiście przedsiębiorcy mają różne poglądy polityczne i różne sympatie. Wspólnie: Związek Pracodawców Business Centre Club (ZP BCC) i Federacja Przedsiębiorców Polskich (FPP) i Krajowa Izba Gospodarcza (KIG) przygotowaliśmy Dekalog przedsiębiorcy. To dziesięć zagadnień a zarazem dziedzin życia gospodarczego, które są nader ważne dla prowadzenia biznesu i wymagają pilnej naprawy. Przedstawiliśmy je partiom politycznym, prosimy o odpowiedź co o nich myślą. Pokażemy te odpowiedzi potem przedsiębiorcom.

Jaką ma Pan gwarancję, że politycy podpiszą się pod Dekalogiem, obiecają go przestrzegać, a potem będą i tak robili swoje?

- Żadnej. Niemniej nie zwalnia nas to z obowiązku starania się o to, aby poprawić sytuację przedsiębiorców. Zaczynamy od identyfikacji problemów, od zwrócenia uwagi politykom, ale też samym przedsiębiorcom, że są znaczącą grupą wyborczą. W Dekalogu nie ma kwestii kontrowersyjnych. To między innymi apel o zrozumiałe i stabilne prawo, wzmocnienie dialogu społecznego, sprawiedliwy i czytelny system podatkowy, reformę systemu ubezpieczeń społecznych, zrównoważoną politykę gospodarczą, czy przywrócenie partnerskich stosunków z UE.

Czytaj więcej

Polska zagrożona stagflacją. Eksperci BCC z rekomendacjami dla gospodarki

Są to tak pojemne określenia, że może im przyklasnąć każdy polityk. A potem z hasłem reforma systemu ubezpieczeń wprowadzić emerytury stażowe lub skrócić wiek emerytalny. Tego też Pan się nie obawia?

- Faktycznie, niby hasła mogą się wydawać ogólne i banalne, ale chyba każdy przyzna, że są to kwestie wymagające zmian legislacyjnych albo wręcz – jak stabilne i transparentne prawo – ustrojowych i mentalnych. Zawsze istnieje ryzyko, że politycy te słuszne postulaty wypaczą, ale jak wspomniałem wcześniej – nie zwalnia nas to z obowiązku działań, żeby hasła te realizować. Zbieramy podpisy pod Dekalogiem i mamy ich już ponad 80 tyś. Do jesieni będzie ponad 100 tys. i wówczas naprawdę trudno będzie ten projekt zlekceważyć.

A co mogą przedsiębiorcy, jeśli politycy nie spełnią ich apelu? Nie zastrajkujecie, nie zamkniecie firmy na trzy tygodnie, nie wyślecie ludzi na urlop?

- Możemy wspólnie działać i pokazać, że jednak nie jest nas tak mało. Stąd porozumienie BCC z FPP i z KIG. Nie podoba mi się pomysł samorządu gospodarczego. Nie wszyscy chcą być stowarzyszeni. Dodatkowo instytucje, które są zależne od władzy wykonawczej jak na przykład rzecznik małych i średnich przedsiębiorstw nie mogą być samorządne i niezależne. Każda organizacja ma swoją autonomię, ale stworzyliśmy platformę działania. To nasz sposób na to by traktowano nas poważniej. Pokazaliśmy, że można się łączyć, a nie dzielić. To odwrócenie trendów z ostatnich 30 lat, kiedy organizacje przedsiębiorców się dzieliły albo powstawały nowe. My pokazujemy, że potrafimy się łączyć dla dobra naszych członków. Duży może więcej, a nasi członkowie zatrudniają ponad 2,5 mln pracowników. Wiec to poniekąd nie tylko głos biznesu, ale i pracowników.

Czytaj więcej

RPP obniży stopy procentowe, choć nie ma na to miejsca

Potrzeba stabilnego prawa jest na pierwszym miejscu. Czy to rzeczywiście teraz najważniejsza bolączka biznesu: chaos legislacyjny i jego konsekwencje?

- Jedna z najpoważniejszych. Parlament wypuszcza potworki prawne w niemal każdej dziedzinie naszego życia. Niepewne, bo wciąż zmieniane, nietransparentne i skomplikowane ustawodawstwo komplikuje życie gospodarcze. Przejrzyste prawo, zwłaszcza jeśli nie jest zmieniane co pięć minut, daje rękojmię tego, że rzeczywiście można się skupić na sprawach związanych z biznesem, a nie na ciągłym zastanawianiu się nad ryzykiem legislacyjnym. Biznes jest z natury związany z ryzykiem, ale ono nie powinno być pobudzane czy wywoływane przez państwo. Państwo powinno wspierać biznes, a nie tworzyć bariery dla jego prowadzenia. Niesłusznie zapomniana Strategia na rzecz odpowiedzialnego rozwoju premiera Mateusza Morawieckiego zakładała wzrost inwestycji na poziomie 25 proc. natomiast mamy inwestycje prywatne na poziomie 16 proc. To pokazuje, jaka jest przepaść między planami a rzeczywistością i to jest niepokojący czynnik. Inwestycje prywatne są na zaciągniętym hamulcu między innymi przez niepewne otoczenie prawne. Przedsiębiorcy nie wiedzą, jaka będzie inflacja, stopy procentowe, czy w drodze kolejnej „wrzutki” legislacyjnej nie wywróci się do góry nogami środowiska, w którym prowadzą działalności. Nawet przykłady z ostatnich dni pokazują, jak poważny jest to problem. Przypomnijmy też, że po pandemii rząd zafundował przedsiębiorcom Polski Ład, który był niestety porażką, choć potencjał pozytywnych zmian był bardzo duży, gdyby wsłuchano się w głos biznesu. Politycy w Polsce nie mieli wpływu na wybuch wojny w Ukrainie, ale na porządek prawny mają i o niego nie dbają.

Co to znaczy?

- Coraz częściej pojawiają się akty prawne, które są skrojone tylko pod konkretne sytuacje, a nie dotyczą reguł ogólnych - generalnych. Takie stanowienie prawa jest dyskredytujące dla państwa. Mamy ustawy, które regulują konkretne przypadki a nie szeroki zakres zdarzeń jak pamiętamy pojawiały się przepisy zdejmujące odpowiedzialność z urzędników w konkretnej kwestii, czy pisane po to by rozwiązywać konkretną sprawę jak nowelizacja kpc.

Czytaj więcej

Stanisław Gomułka, BCC: RPP nie śpieszy się do celu

Zaraz, przecież nigdy nie było wiadomo jaka będzie inflacja, co się zmieniło?

- Absolutnie się nie zgadzam. Zawsze było wiadomo jaka będzie inflacja, bo jest to wskaźnik zapisany jako cel inflacyjny Rady Polityki Pieniężnej i Rada o tym pamiętała. Także realne były zapisy w ustawach budżetowych. Przez lata Rada Dialogu Społecznego, której mam przyjemność przewodniczyć w tym roku, dostawała do zaopiniowania projekt budżetu na przyszły rok z realnymi wskaźnikami. W poprzednim roku po raz pierwszy projekt budżetu okazało się niemiarodajny, ponieważ wydatki są puszczane - używając kolokwializmu – poza budżetem poprzez rożne fundusze. Nie wiemy de facto jak bardzo jesteśmy zadłużeni. A wysoki dług oznacza, że powstaną – i tak się dzieje – kolejne podatki dla firm. Inflacja zaś była zapisana na nieracjonalnym poziomie i podobnie było z założeniami budżetu na przyszły rok. Stąd wprowadzenie aktualizacje. Dodatkowo NBP i RPP nie robią wiele by osiągnąć cel inflacyjny. Stopy procentowe ostatnio podniesiono we wrześniu, inflacja jest dwucyfrowa, a prezes zapowiada obniżkę stóp. Rząd i NBP prowokują wysoką inflację, to oznacza na przykład konieczność wysokiego i częstego (dwa razy w roku, dopóki inflacja będzie na poziomie powyżej 5 proc.) podniesienia płacy minimalnej. A to przecież obciążenie dla prywatnych firm, które muszą sobie jakoś ten wzrost zrekompensować. Podnoszą więc ceny swoich towarów czy usług, co z kolei napędza inflację. Więc rząd znowu podnosi płacę minimalną i tak to się kręci. Trzeba jednak pamiętać, że są regiony kraju, gdzie nie ma już przestrzeni do podwyższania cen. W takich najbiedniejszych powiatach pracownicy trafią po prostu do szarej strefy, ponieważ ich pracodawcy nie będzie stać na kolejne podwyżki wynagrodzenia. Z jego punktu widzenia wzrasta wszak nie sama płaca netto, ale też wszystkie podatki i składki, które musi za pracownika odprowadzić. Dlatego od lat postulujemy regionalizację płacy minimalnej.

Coś się zmieni pana zdaniem po wyborach? Chaos legislacyjny i wywołany polityką pieniężną, monetarną się wyciszy?

- Inaczej być nie może. Rok wyborczy jest zawsze trudny dla przedsiębiorców. Oni płacą rachunki za obietnice polityków. Tak jest na przykład z pomysłem emerytur stażowych. To jest spora różnica czy ludzie będą w firmie do 60 czy do 55 roku życia. Politycy chwalą się, że poziom płacy minimalnej w Polsce dogania poziomy w krajach rozwiniętych. Nie wspominają zaś o ważnych dla rozwoju poziomach: efektywności pracy, produktywności czy o poziomie inwestycji prywatnych. Polski przedsiębiorca ma w sobie swoisty gen przetrwania i wielokrotnie to udowodnił. Jednak państwo jest coraz częściej zarzewiem problemów. Jako jedyny kraj – oprócz Węgier – nie mamy pieniędzy z KPO, a one się przedsiębiorcom zwyczajnie należą.

Czytaj więcej

Łukasz Bernatowicz, BCC: Wzrost płacy minimalnej jest niezbędny, ale ma swoje granice

Jak to? Dlaczego się należą?

- To jest wielka kwota pieniędzy przeznaczona na modernizację gospodarki, na robotyzację, cyfryzację, przestawienie gospodarki na zielone i nowoczesne tory. Sam premier opowiadał, że to w ogóle nowy Plan Marshalla i nie sposób się z nim nie zgodzić. Przedsiębiorcy mówią, że o ile do tej pory z powodzeniem konkurowali ze swoimi rywalami z innych krajów unijnych, to odkąd tam trafiły dostali pieniądze na modernizację zakładów to jest im trudniej. To tak jakby w tym wyścigu konkurencja dostała doping i ruszyła sprintem a my truchtamy sobie jak dotychczas. W KPO jest duża pula na zrekompensowanie gospodarce tego co straciła w czasie pandemii. Nie mamy tych pieniędzy, za to mamy podwyższenie płacy minimalnej. Dla każdego przedsiębiorcy oznacza to zwiększenie składek i obciążeń związanych z wynagrodzeniem. Takie podwyżki zaburzają system wynagrodzeń w firmach. Układy zbiorowe pracy często są zawierane z uwzględnieniem algorytmów średniej krajowej. Jeżeli płaca minimalna wzrasta, ciągnie za sobą średnia krajową. Firmy nie zrobią tak jak na przykład potraktowano nauczycieli: dostali jednorazowe świadczenie by ich pensje nie spadły poniżej minimalnej. Nauczycielom należą się przecież godne płace, nie jednorazowa gratyfikacja. To samo dotyczy urzędników z którymi przedsiębiorcy mają na co dzień do czynienia. Dobrze wynagradzany i efektywny urzędnik to korzyść także dla biznesu. Dlatego na ostatnim posiedzeniu plenarnym RDS postulowaliśmy jako pracodawcy, wzrost wynagrodzenia w sferze budżetowej o 20 proc. Te płace były od lat zamrożone, a rząd proponuje 6 proc. waloryzację. Zwróćmy uwagę, że jednocześnie prywatnym przedsiębiorcom funduje wzrost płacy minimalnej o 20 proc.

Co pana może zaskoczyć przed wyborami, zastanawiał się pan nad tym?

- Wszystko, nie mam takiej wyobraźni by przewidzieć co politycy jeszcze wymyślą. Między innymi dlatego stworzyliśmy nasz Dekalog. Teraz czekamy na reakcje poszczególnych ugrupowań, co będzie rekomendacja dla przedsiębiorców na kogo jesienią oddać głos. I zbieramy podpisy.

Gospodarka
Ekonomiści o prognozach i wyzwaniach dla polskiej gospodarki. „Czasu już nie ma”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Wiceminister Maciej Gdula: Polska nauka musi się wyspecjalizować
Gospodarka
Nacjonalizacja po rosyjsku: oskarżyć, posadzić, zagrabić
Gospodarka
Amerykański kredyt 20 mld dol. dla Ukrainy spłaci Putin
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Gospodarka
Polacy mają dość klimatycznych radykałów