Ekonomistka opublikowała w czwartek na portalu LinkedIn analizę dotyczącą roli tzw. „putinflacji” w Polsce i innych krajach Europy, sporządzoną wspólnie z prof. Janem Hagemejerem z Wydziału Nauk Ekonomicznych UW, dyrektorem ds. analiz makroekonomicznych w Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych.
„W Polsce teza o tzw. putinflacji nie pasuje do danych: impuls z cen nośników energii, przeszedłszy sumiennie przez wszystkie sektory gospodarki, generuje inflację znacznie niższą niż obserwowana” – konkludują autorzy. Dla przypomnienia, w listopadzie wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI), główna miara inflacji w Polsce, wzrósł o 17,4 proc. rok do roku.
Ekonomiści przeanalizowali zmiany cen sprzedaży w kilku gałęziach przemysłu, które są dostawcami nośników energii dla reszty gospodarki. Te gałęzie to górnictwo węgla, wydobycie gazu i ropy, produkcja koksu i rafinacja ropy oraz wytwarzanie i zaopatrywanie w energię, gaz i ciepło. Następnie sprawdzili, jak wpłynęłoby to na inflację konsumencką, gdyby wzrost cen sprzedaży w tych gałęziach przemysłu natychmiast i w całości przełożył się na ceny innych towarów i usług (w praktyce ten proces jest rozłożony w czasie).
Czytaj więcej
Wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI), główna miara inflacji w Polsce, wzrósł w listopadzie o 17,4 proc. rok do roku, po zwyżce o 17,9 proc. w październiku – oszacował wstępnie GUS.
Z wyliczeń prof. Tyrowicz i prof. Hagemejera wynika, że wzrost cen w większości analizowanych sekcji rozpoczął się przed agresją Rosji na Ukrainę i że łącznie mógłby wyjaśnić maksymalnie 70 proc. dzisiejszej inflacji, czyli około 12 pkt proc. W praktyce ten wpływ jest mniejszy, bo zwyżki cen nośników energii nie przeniosły się jeszcze całkowicie na ceny towarów i usług konsumpcyjnych, a zsumowanie efektów zwyżek cen we wspomnianych gałęziach przemysłu sprawia, że część efektów jest liczona podwójnie (przykładowo, wzrost cen energii elektrycznej to częściowo skutek wzrost cen koksu). To oznacza, że duża część bieżącej inflacji ma inne źródła.