Kiedy wyszło na jaw, że prezydent Francji François Hollande spotyka się z o 20 lat młodszą aktorką, francuskie media były oburzone w mniejszym stopniu tym, że głowa państwa ma kochankę, niż faktem, że na schadzki jeździ włoskim skuterem marki Piaggio – zamiast rodzimym Peugeotem. Francuscy producenci jednośladów podkreślali, że prezydent powinien mieć na uwadze wspieranie francuskiej gospodarki na każdym kroku. Zabawne? Może, ale uzasadnione.
– Moje zdanie jest jednoznaczne – zaczyna Tomasz Domogała, przewodniczący rady nadzorczej TDJ SA. Jest to fundusz, który kontroluje giełdowy Famur i wspiera Fundację „Pomyśl o przyszłości", promującą wiedzę o czynnikach wpływających na dobrobyt. – Patriotyzm ekonomiczny jest bardzo ważny, a poprzez wybór polskich produktów wzmacniamy naszą gospodarkę i budujemy zamożność Polaków. Francja czy Niemcy skutecznie bronią swoje rynki wewnętrzne przed produktami zagranicznymi, co umożliwia powstawanie silnych lokalnych firm.
Jak tłumaczy nasz rozmówca (i zarazem jeden z najbogatszych Polaków), jeżeli produkt pochodzi z Polski, to my jako nabywcy generujemy miejsca pracy w naszym kraju zamiast za granicą. – A jeżeli dodatkowo firma ma główną siedzibę w kraju i stąd prowadzone są działania handlowe, marketingowe czy BiR [badania i rozwój – red.], to można oczekiwać wpływów z podatków dochodowych do budżetu państwa oraz tworzenia kolejnych miejsc pracy – podkreśla Domogała. Tym samym decyzje konsumenckie przekładają się na to, która gospodarka rozwija się szybciej. Nie powinno więc dziwić, że Francuzi przywiązują większą wagę do patriotyzmu gospodarczego niż do tego, z kim akurat sypia ich prezydent.
Znaczenie tego zjawiska docenia coraz więcej przedsiębiorców. Rafał Brzoska, prezes Grupy Integer.pl, uważa, że mamy atuty, aby stać się jedną z czołowych gospodarek Unii Europejskiej. – W Polsce jest wielu świetnie wykształconych specjalistów i kreatywnych, młodych przedsiębiorców, którzy nie dostają odpowiedniej szansy od państwa – zauważa Brzoska. W Europie Polska należy do ścisłej czołówki państw z najlepiej wykształconymi pracownikami, ale nie wykorzystuje ich umiejętności i możliwości intelektualnych. Wykształcone kadry masowo wyjeżdżają za granicę i zamiast w ojczyźnie pracują w Londynie, Paryżu czy Berlinie.
– W Polsce dominował kiedyś pogląd, że powinniśmy być tanim krajem. Takim, który oferuje najtańszą siłę roboczą i w którym zagraniczne koncerny samochodowe będą zakładać swoje montownie – uważa Brzoska. On sam jest za tym, aby inwestować w człowieka i wspierać innowacyjność Polaków. – Trzeba pamiętać, że w Polsce wciąż za mało pieniędzy przeznacza się na inwestycje w innowacyjność. O ponad połowę mniej, niż wynosi średnia UE – podkreśla.