Kiepski finał piątkowej sesji za oceanem przekreślił szanse na kontynuowanie zwyżek w nowym tygodniu. Dodatkowo nastroje inwestorom w poniedziałek psuła decyzja Banku Światowego o obniżeniu prognoz dla gospodarek azjatyckich, w tym chińskiej (giełda w Szanghaju straciła 0,4 proc.). Sentymentu nie były w stanie uratowań nawet nieco lepsze od zakładanych dane o produkcji przemysłowej w Niemczech w sierpniu. Spadła w porównaniu z lipcem o 0,5 proc. Analitycy oczekiwali korekty o 0,8 proc.

Już na starcie poniedziałkowej sesji na rynkach europejskich zdecydowanie dominował kolor czerwony. Wśród wiodących parkietów najgorzej prezentował się Paryż gdzie przecena wynosiła 1 proc. Na tym tle GPW wystartowała całkiem przyzwoicie. Przecena, w przypadku indeksu szerokiego rynku WIG, wynosiła ok. 0,3 proc.

Kolejne godziny na rynkach starego kontynentu upłynęły w sennej atmosferze czemu sprzyjał ubogi kalendarz danych makroekonomicznych. Na Zachodzie indeksy przez cały dzień poruszały się wokół poziomów z otwarcia. W Warszawie indeks WIG powoli piął się w górę. Marsz został przerwany ok. godz. 16. Próba wyjścia na plus zakończyła się porażką. W konsekwencji na finiszu WIG zatrzymał się na poziomie 44376,95 pkt. co oznaczało 0,33-proc. spadek. W dół szeroki rynek ciągnęły największe spółki. WIG 20 zniżkował o 0,42 proc. do 2400,99 pkt. Spadki byłyby jeszcze większe gdyby nie zaskakująco dobra postawa PZU, które podrożało o 1,7 proc. przy obrotach wynoszących ponad 107 mln zł. Na całym rynku właściciela zmieniły w poniedziałek papiery za 650 mln zł.

Wśród firm, które najmocniej traciły na wartości, z grona ekstraklasy, należy wymienić przeceniony o 3,2 proc. Boryszew i taniejący o 2,6 proc. Bank Handlowy. Z mniejszych firm powodów do zadowolenia z pewnością nie mieli właściciele Nova KBM, którzy stracili 15,4 proc. i Eko-Exportu (spadek o 4,6 proc.). Na drugim biegunie znalazł się Petrolinvest, który kontynuował dynamiczny marsz w górę z poprzedniego tygodnia. Tym razem podrożał o 14,6 proc. Jeszcze bardziej imponująco prezentował się Atlantis, który zyskał 40 proc.

Na rynku walutowym pierwsza część poniedziałkowych notowań zdominowana była przez sprzedających, którzy realizowali zyski z poprzednich dni. W konsekwencji, wczesnym popołudniem, euro kosztowało w Warszawie ponad 4,08 zł czyli dwa grosze więcej niż w piątek. Tyle samo, do prawie 3,38 zł drożał też szwajcarski frank. Jeszcze więcej, do blisko 3,16 zł, zyskiwał dolar. Druga część notowań przyniosła jednak poprawę nastrojów na rodzimym rynku walutowym. Nasz pieniądz zaczął odrabiać straty. Wieczorem cena euro spadła do niespełna 4,0670 zł a franka do 3,3590 zł. Za dolara płacono mniej niż 3,1340 zł czuli 0,5 proc. więcej niż na wcześniejszej sesji.