Odpowiadał za to Ben Bernanke, szef amerykańskiego Fedu. W środowym wystąpieniu zasygnalizował, że Fed przymierza się do zakończenia luzowania polityki pieniężnej, która to operacja sprowadzała się do skupowania aktywów (obligacji)?za nowo drukowane dolary. Strumień gotówki pompowany w rynek sprawił, że giełdy na całym świecie w ostatnich kwartałach zachowywały się nadzwyczaj dobrze. Znacząco lepiej, niż gdyby gracze podejmowali decyzje inwestycyjne, bazując tylko na słabych informacjach makroekonomicznych.
Pierwsza część poprzedniego tygodnia na większości giełd upłynęła dość spokojnie. Gracze ograniczali aktywność, czekając na to, co powie Bernanke. Część parkietów, w tym turecki, w poniedziałek zyskiwała nawet na wartości. Inwestorzy kupowali akcje nad Bosforem w reakcji na informację o malejącym bezrobociu. Poprawie sentymentu do tureckich akcji sprzyjało też wygaszenie protestów społecznych, które w czerwcu skutecznie odstraszały graczy od lokowania kapitałów w tym kraju.
Od środy na giełdach emerging markets niepodzielnie panowały już spadki. Jako pierwsze w dół ruszyły rynki południowoamerykańskie, które jeszcze tego samego dnia mogły zdyskontować to, co powiedział szef Fedu. W czwartek fala wyprzedaży objęła pozostałe giełdy. Przeceny sięgały średnio 3–4 proc.
Piątek, mimo prób odbicia w pierwszej części notowań, również zakończył się głębokimi spadkami. Wśród najmocniej tracących giełd była warszawska. Straciła 2,8 proc., co było najgorszym wynikiem wśród rynków rozwijających się z naszego kontynentu. W skali tygodnia GPW obniżyła się aż o 9,88 proc. Przecena liczona od początku roku wyniosła już 15,3 proc.
Nieszczęśliwie dla naszego rynku pogorszenie sentymentu na rynkach finansowych zbiegło się z dniem, w którym wygasały kontrakty terminowe na indeks WIG 20 i największe spółki. W takim dniu duzi inwestorzy stosujący najbardziej agresywne strategie korzystają z arbitrażu, żeby zarobić dodatkowe pieniądze. Tym razem bardziej opłacalna była gra na spadki, co miało fatalne skutki dla naszego rynku.