Piątkowa, dość nietypowa sesja w Warszawie (wypadła w połowie długiego weekendu a ponadto tego dnia wygasały czerwcowe kontrakty) niewiele wniosła do postrzegania warszawskiego parkietu w dłuższym horyzoncie. Nasz rynek bombardowany z jednej strony aferą podsłuchową a z drugiej informacjami o postępującym ożywieniu gospodarczym nadal tkwi w marazmie i porusza się w trendzie bocznym. Skrajnym przykładem były dwie wcześniejsze sesje, które zakończyły się śladowymi zmianami indeksów.
W podobnym klimacie rozpoczęła się też sesja poniedziałkowa. WIG20 rósł o 0,08 proc., do 2464,25 pkt. Podobnie zachowywały się pozostałe indeksy. Blisko piątkowych zamknięć wystartowały też inne parkiety Starego Kontynentu, mimo że nocne dane makroekonomiczne z Azji mogły napawać optymizmem. Czerwcowy odczyt wskaźnika koniunktury PMI w Japonii dla przemysłu wyniósł 51,1 pkt. wobec 49,9 pkt. miesiąc wcześniej co świadczy o tym, że ten segment gospodarki znowu zaczął rosnąć. Podobnie mógł cieszyć analogiczny wskaźnik z Chin, który zwyżkował do 50,8 pkt. z 49,4 pkt. w maju. Analitycy oczekiwali wzrostu do 49,7 pkt.
Mimo to zarówno giełda tokijska jak i szanghajska zareagowały na informacje bardzo umiarkowanie a zmiany indeksów były niewielkie. Informacje na temat czerwcowej koniunktury, zarówno w przemyśle jak i sektorze usług napływać będą w poniedziałek również z najważniejszych gospodarek europejskich a także zza oceanu. Jako pierwsi przedstawili je Francuzi. Niestety, dane wypadły poniżej oczekiwań co, mimo neutralnego otwarcia, miało większego znaczenie dla paryskiej giełdy, która po kwadransie spadała już 0,6 proc. Tyle samo traciła też giełda londyńska. Nieco lepiej zachowywała się giełda niemiecka.
W Warszawie najlepszymi inwestycjami pierwszych minut poniedziałkowych notowań były, z największych firm, papiery Orange Polska i PZU, które zwyżkowały po o 0,6 proc. Słabo, taniejąc 0,9 proc., prezentowała się Bogdanka. Jeszcze więcej, bo aż 1,7 proc., przecenione zostały walory LPP, które mocno zwyżkowały w piątek. Na rynku walutowym, po piątkowym osłabieniu, złoty próbuje odrabiać straty. Dlatego po godz. 9 za euro płacono 4,1580 zł, co oznaczało 0,25-proc. przecenę. Tyle samo, do 30580 zł, zniżkował dolar. Szwajcarski frank wyceniany był na 3,4160 zł, czyli o 0,2 proc.