Panika – to słowo najlepiej oddaje nastroje, jakie panowały w czwartek na światowych giełdach, choć dzień wcześniej amerykański bank centralny, Rezerwa Federalna, ogłosił nowy program na rzecz pobudzenia koniunktury, tzw. operację twist (patrz ramka).
WIG20 tąpnął wczoraj o 7,3 proc., najbardziej od lutego 2009 r., gdy końca dobiegała bessa po ostatnim kryzysie finansowym. Przebił w efekcie minima trwającej od końca kwietnia fali spadkowej i znalazł się najniżej od dwóch lat. Niewiele mniejsze spadki odnotowały inne warszawskie indeksy.
Minorowe nastroje panowały też na zachodnich giełdach. Paneuropejski wskaźnik Stoxx 600 tąpnął o 4,6 proc. Gdy zamykaliśmy to wydanie "Rz", amerykański S&P tracił 2,8 proc. Gwałtownie zniżkowały też te surowce, na które popyt jest mocno uzależniony od koniunktury w światowej gospodarce, np. miedź i ropa naftowa.
Odwrót inwestorów od aktywów uważanych za ryzykowne skutkował wczoraj także silną przeceną złotego. Za euro było trzeba było po południu zapłacić nawet 4,53 zł, najwięcej od czerwca 2009 r. Od początku lipca br. wspólna unijna waluta umocniła się wobec polskiej już o 15 proc. Dolar kosztował wczoraj nawet 3,36 zł, najwięcej od czerwca ub. r.
– Gospodarka światowa mierzy się z ogromnymi przeciwnościami. Spowolnienie gospodarcze jest poważne, a Europie i USA grozi nawrót recesji – wyjaśnił te zawirowania na rynkach Patrick Legland, główny analityk banku Societe Generale. Potwierdzeniem tego, że światowa gospodarka słabnie, były wczorajsze dane.