Dla wielu osób to jednak nadal wymarzona praca...
Bardzo często młodzi ludzie pytają mnie, jak się dostać do pracy w City. I prawdę mówiąc nie wiem. Kiedy ja zaczynałam, w 2004 roku i wkrótce potem, mieliśmy hossę i rynek pracownika. Prawie każdego dnia dostawaliśmy oferty pracy od headhunterów. Teraz nawet absolwenci czołowych uczelni takich jak Harvard Business School mają problemy. A jeśli oni mają problemy, to reszta nie ma szans.
Zaczęła pani pracę w City w czasie hossy, ale i wtedy niełatwo było zostać traderem, zwłaszcza startując w back office, czyli w działach administracyjnych.
Dużo lepszą drogą do najbardziej lukratywnych stanowisk w fuzjach i przejęciach czy w transakcjach giełdowych są specjalne programy absolwenckie w tych działach. Prawie nikomu nie udaje się zostać traderem, zaczynając od stażu w back office. Mnie się udało, ale przez dwa lata, między 23. a 25. rokiem życia pukałam do bardzo wielu drzwi. Byłam bardzo wytrwała, a gdy przyjechałam do Londynu, miałam też mnóstwo energii, więc się nie poddawałam. Liczę, że czytelnicy tak to odbiorą, że jeśli czegoś bardzo pragniemy, nie możemy się zrażać pierwszymi niepowodzeniami, trzeba spróbować zapukać do innych drzwi.
Jak wynika z pani książki, całkiem solidne podstawy ma wyrażana po kryzysie opinia, że gdyby bank Lehman Brothers był bankiem Lehman Sisters, świat może uniknąłby krachu...
Nie twierdzę, że kobiety są zbawieniem dla systemu finansów, ale z różnych badań wynika, że są mniej podatne na pychę, mniej egotyczne. Gdy popełniają błąd, mają mniej oporów, by to uznać i zmienić kurs, co w handlu na rynkach finansowych zmniejsza ryzyko klęski. Mają większą zdolność do empatii i bardziej długoterminową perspektywę w swych decyzjach biznesowych. Są też mniej agresywne, choć to nie znaczy, że nie potrafią podejmować agresywnych decyzji w biznesie.