Gdyby pan był przedsiębiorcą, sięgnąłby pan w pierwszej kolejności po unijną dotację czy po unijną pożyczkę?
– Tak naprawdę wszystko zależy od indywidualnej sytuacji przedsiębiorcy. Wiele firm, które chcą się rozwijać, z oczywistych względów sięga po bezzwrotne środki. Ale z drugiej strony decyzje przedsiębiorców są dyktowane przez warunki rynkowe. I zdarza się, że priorytetem w poszukiwaniu zewnętrznego finansowania jest dostępność i czas jego uzyskania. Tymczasem starania o dotacje to proces dłuższy od pozyskania pożyczki. Sam projekt inwestycyjny musi być bardzo dobrze przygotowany, by spełniać określone wymogi, potem musi rywalizować z innymi w konkursach, które są organizowane z pewną cyklicznością (np. dwa–trzy razy w roku), sama ocena wniosków też zajmuje co najmniej kilka tygodni. Pożyczki można dostać szybciej, nie jest wymagana tak rozbudowana dokumentacja.
A może to jest tak, że dotacje są dla tych lepszych, bardziej ambitnych firm, a pożyczki dla tych trochę gorszych?
– Nie, skądże. Zgodnie z generalną przesłanką „unijne" pożyczki są przeznaczone dla mikro-, małych i średnich firm, które myślą o rozwoju, a mają utrudniony dostęp do komercyjnego finansowania, co nie oznacza, że są np. w gorszej kondycji finansowej. Po prostu np. zbyt krótko działają na rynku, by mieć odpowiednią historię kredytową lub wystarczające zabezpieczenia. Preferencyjne pożyczki finansowane z funduszy UE wypełniają istniejącą w ich przypadku lukę kapitałową. Ale przypomnijmy, że takie firmy mogą także korzystać z dotacji.
Okazuje się jednak, że z atrakcyjnych „unijnych" pożyczek korzystają nie tylko te firmy z luki kapitałowej, ale też zwykłe przedsiębiorstwa, które po prostu dostrzegają okazję w postaci taniego finansowania.