Ostateczną decyzję podejmują przedstawiciele państw członkowskich, ale oni i tak biorą pod uwagę tylko zdanie Brukseli. To eksperci Komisji oceniają, czy Słowacja spełnia kryteria z Maastricht. Z ostatnich danych wynika, że tak jest. – Przyjęcie Słowacji będzie pozytywnym sygnałem odsuwającym w pamięci nieprzyjemny przypadek Litwy – mówi Daniel Gros, dyrektor brukselskiego Centrum Studiów nad Polityką Europejską (CEPS).
Ten bałtycki kraj nie otrzymał zgody na wejście do strefy euro w maju 2006 roku, bo inflacja przekraczała tam dopuszczalny poziom o 0,07 pkt proc. – Ze strony Komisji Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego to było bardzo legalistyczne podejście - uważa Gros. Wtedy zresztą zarówno KE, jak i EBC zostały powszechnie skrytykowane przez ekonomistów.
Już w czasie dyskusji nad przypadkiem litewskim ekonomiści przekonywali, że nowe państwa członkowskie nie mogą być traktowane tak legalistycznie. Bo na przykład inflacja w krajach bałtyckich nie jest efektem złej polityki pieniężnej (waluty narodowe są tam sztywno powiązane z euro), ale szybkiego wzrostu gospodarczego. Stąd m.in. inicjatywa członków Parlamentu Europejskiego i postulaty zmiany kryterium inflacyjnego. Nie wzięto tego jednak pod uwagę, gdy negocjowano traktat lizboński. Teraz jakakolwiek zmiana wymagałaby kolejnych międzyrządowych negocjacji, na co w Unii nie zanosi się jeszcze przez długie lata.
Trudno się dziwić niechęci KE czy EBC do reformowania zasad wejścia do strefy euro.
– To młoda waluta i EBC cały czas się uczy, jak prowadzić politykę odpowiednią dla różnych gospodarek – uważa Katinka Barysch, wicedyrektor Centrum Reformy Europejskiej (CER). W Brukseli panuje przekonanie, że pośpiech na drodze do euro nie jest też w interesie nowych państw UE. Są na innym etapie rozwoju i mogą im szkodzić wysokie stopy procentowe EBC.