– Ogólne koszty zmian na 2009 r. to 27 mld zł – powiedział „Rz” Jacek Krzyślak, dyrektor Departamentu Polityki Finansowej Ministerstwa Finansów. O 8 mld zł mniej wpłynie do kasy państwa wskutek wprowadzenia dwóch niższych stawek PIT na poziomie 18 i 32 proc., kolejne 7 mld zabierze ulga prorodzinna, a na prawie 12 mld zł szacowane są skutki obniżenia składki rentowej. – To mniej, niż pierwotnie zakładano, ponieważ bardzo szybko rosną płace w Polsce, a skoro więcej zarabiamy, równocześnie płacimy wyższe składki do FUS – dodaje.
Profesor Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC, uważa jednak, że na całą sprawę należy spojrzeć pod innym kątem.
– Składka rentowa stanowi 7 proc. funduszu płac, a ten rzeczywiście rośnie bardzo szybko – wyjaśnia były minister finansów. – Im wyższy wzrost funduszu płac, tym większy koszt reformy, bo składka jest proporcjonalna do funduszu.
Ekonomista podkreśla, że ważniejsze od wyliczeń kosztów jest jednak to, ile państwo tak naprawdę musi przeznaczyć na tzw. sztywne wydatki, choćby na emerytury i renty finansowane ze składek. Obecnie stanowią one w budżecie 75 proc. wszystkich wydatków i mimo zapowiedzi ich redukcji do 50 proc. na razie nic nie wskazuje na ich zmniejszenie. – W założeniach do budżetu na 2009 r. wydatki rosną o 4,9 proc., a same wydatki sztywne muszą wzrosnąć o 8 – 9 proc. – wylicza prof. Gomułka. – To oznacza, że w innych pozycjach rząd musi wydać mniej niż w 2008 r. Jak sobie z tym poradzą poszczególni ministrowie? Nie wiem.
W tej sytuacji – jak twierdzi były wiceminister finansów – rząd musi do końca roku zaproponować jakieś rozwiązania, które zmniejszą wydatki sztywne. Mogłaby to być inna reguła liczenia wzrostu rent i emerytur. Poza tym można by zmniejszyć wydatki na obronność kraju. – Ustawa określa przeznaczenie na ten ostatni cel kwoty równej 1,95 proc. PKB – przypomina ekonomista. – Można by ją zmniejszyć do 1,85 proc., co dałoby oszczędności 1,3 – 1,4 mld zł. A w sytuacji przyszłorocznego budżetu każdy miliard ma znaczenie.