Wśród 11 krajów, które dostają najwięcej funduszy strukturalnych, Polska plasuje się na siódmym miejscu pod względem wykorzystania pomocy z Brukseli. W grupie wszystkich 27 państw członkowskich wypadamy gorzej – jesteśmy dopiero w środku stawki. Lepsi od nas są Węgrzy, a nawet Rumuni, którzy mają krótsze doświadczenie w „wyciskaniu Brukselki”. Daleko nam do Irlandii, która jest obecnie prymusem polityki spójności na tle całej Wspólnoty – wypłacone na jej rzecz środki przekraczają 11 proc. zarezerwowanej dla niej puli.
Według statystyk KE do Polski trafiło 8,22 proc. z ponad 65 mld euro, które mamy do wykorzystania na lata 2007 – 2013. Ten wynik mógłby cieszyć, ale prawie całość tej kwoty to zaliczka, którą Bruksela wypłaca wszystkim krajom UE. Według danych Komisji środki, które Polsce udało się pozyskać z kasy Wspólnoty ponad zaliczkę, to nieco więcej niż 22 mln euro (czyli 0,03 proc. łącznej puli). – Warto porównać ten wynik z naszymi osiągnięciami w analogicznym okresie poprzedniego rozdania funduszy unijnych. Około jedną czwartą okresu 2007 – 2013 mamy już za sobą. Wartość podpisanych umów to 6,4 proc. dostępnych środków. W tym samym momencie wdrażania pomocy z lat 2004 – 2006, czyli w sierpniu 2005, umowy sięgały prawie 40 proc. łącznej puli. A to oznacza, że jesteśmy opóźnieni o ok. dziesięć miesięcy – szacuje Artur Bartoszewicz, ekspert PKPP Lewiatan.
Na przeciętny wynik Polski wpływa przede wszystkim to, że w niewielkim stopniu wykorzystujemy środki na inwestycje infrastrukturalne. W przypadku Funduszu Spójności, z którego finansowane są największe inwestycje, np. autostrady, Polsce nie udało się wykorzystać ani jednego euro ponad to, co dostaliśmy jako zaliczkę. – Przeciętna wartość dotacji w Polsce to ok. 1,6 mln zł. A to oznacza, że realizujemy małe projekty. Nie wykorzystujemy ogromnych środków i szansy na zbudowanie niezbędnej do rozwoju kraju infrastruktury – podkreśla Grażyna Gęsicka, była minister rozwoju regionalnego w rządzie PiS.
Ministerstwo Rozwoju Regionalnego podkreśla jednak, że wynika to z konieczności dostosowania prawa do regulacji unijnych. – Po rządach PiS odziedziczyliśmy ustawę dotyczącą ochrony środowiska niezgodną z prawem unijnym. A to wstrzymało na pół roku realizację wszystkich unijnych projektów infrastrukturalnych – podkreślała wielokrotnie Elżbieta Bieńkowska, minister rozwoju regionalnego.
Przeciętny wynik Polski nie napawa optymizmem. Od tego, jak sprawnie wydamy unijną pomoc, zależy przyszłość polityki spójności w całej Unii po 2013 r. Jeśli się okaże, że rekordowe środki w historii UE nie pomogły nam doszusować do najbogatszych krajów, te się nie zgodzą, by płacić kolejne miliardy euro na nieskuteczne działania. – Polska ma do dyspozycji prawie 20 proc. wszystkich środków, przeznaczanych na politykę spójności. W takiej sytuacji nie wypada być średniakiem – uważa Artur Bartoszewicz.