W marcu wreszcie zaczęliśmy kupować. Firmy, gdzie pracuje ponad dziewięć osób sprzedały towary i usługi za 5,7 proc. więcej niż rok temu. A jeśli nie uwzględnimy inflacji, wzrost sprzedaży był jeszcze większy – wyniósł 8,7 proc. [wyimek]12,9 proc. wyniosła stopa bezrobocia w marcu. Ponad 798 tys. ludzi zarejestrowało się w I kwartale[/wyimek]
To już trzecie w tym tygodniu lepsze dane Głównego Urzędu Statystycznego niż spodziewali się inwestorzy. Najpierw okazało się, że znowu mamy do czynienia z realnym wzrostem wynagrodzeń przy minimalnych zwolnieniach. Potem przetwórstwo przemysłowe pociągnęło w górę wartość produkcji. A w piątek wartość sprzedaży detalicznej była dwa razy wyższa od prognozowanej przez ekonomistów. Pytanie tylko na ile jest to stały trend, a na ile odreagowanie po mroźnej zimie.
Adam Czerniak, ekonomista Invest Banku, uważa, iż zwiększenie sprzedaży wynika w dużej mierze z tego, że w tym roku wcześniej niż w zeszłym były święta wielkanocne oraz, że pracowaliśmy w marcu o jeden dzień więcej niż w analogicznym miesiącu 2009 roku. Wskazują na to dobre dane o sprzedaży żywności (wzrost w cenach stałych z -8,3 proc. rok do roku w lutym do 4,4 proc. w marcu) oraz w supermarketach i dyskontach (z 12,2 proc. do 18,7 proc).
Do wzrostu sprzedaży przyczyniło się też ustąpienie zimy. – Ludzie niechętnie wybierali się po zakupy, gdy było mroźnie i śnieżnie, dopiero więc w połowie marca wzrosła sprzedaż dóbr trwałego użytku, w tym samochodów, mebli oraz sprzętu RTV i AGD – uważa Czerniak.
Jego zdaniem dynamika sprzedaży detalicznej będzie rosła w 5-proc. tempie w najbliższych miesiącach. Podobnie uważa Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. – Ten skok odzwierciedla nadrobienie słabych wyników ze stycznia i lutego. W kolejnych miesiącach spodziewam się powrotu konsumpcji do łagodnego trendu wzrostowego, niemniej już nie w takim tempie jak w marcu. Możliwe jest więc osiągnięcie w tym roku 3,5-proc. tempa wzrostu produktu krajowego brutto.