Do utraty swojego członkostwa w zarządzie funduszu typowane są Belgia, Holandia i któryś z krajów skandynawskich. W ten sposób najbardziej dynamiczne gospodarczo kraje świata miałyby również prawo do głosu. Nie chodzi przy tym o stanowisko dyrektora generalnego, który na mocy ustaleń Bruksela-Waszyngton ma być Europejczykiem, tak jak funkcja prezesa Banku Światowego jest zagwarantowana dla posiadacza paszportu USA.

W radzie MFW jest 24 dyrektorów, w tym 9 przedstawicieli Unii Europejskiej. Bruksela od dawna stała na stanowisku, że nic nie powinno się wprowadzać żadnych zmian. Tyle, że nawet prezes Europejskiego Banku Centralnego, Jean-Claude Trichet uważa, że byłoby dobrze usprawnić podejmowanie decyzji przez radę MFW. Ostateczna decyzja co do składu rady ma zostać podjęta podczas konferencji przywódców G20 w Seulu w listopadzie, chociaż kadencja obecnej rady MFW wygasa 31 października. Na razie oficjalnie głównym tematem tej konferencji ma być reforma światowego systemu finansowego i pomysły na przywrócenie trwałego wzrostu gospodarczego na świecie. O wspólnym stanowisku europejskim ministrowie finansów będą rozmawiać na brukselskim spotkaniu zaplanowanym na 6-7 września.

Na razie Stany Zjednoczone blokują wszelkie próby europejskie zwiększenia obecnego stanu posiadania. Z kolei kraje rozwijające się wychodząc z założenie, że skoro ich udział w światowej gospodarce znacząco rośnie, to należy im się również i prawo głosu w sprawach światowej polityki gospodarczej. Dla krajów rozwijających się nie jest tylko ważne, aby mieć więcej praw głosu, naszym zdaniem powinien zmienić się również zależność między prawami głosu, a wpływem na globalną gospodarką - tłumaczył agencji Reutera Hartadi Sarwono, wiceprezes banku centralnego Indonezji, która już teraz jest postrzegana jako jeden z najważniejszych członków grupy określanej dotychczas jako BRIC (Brazylia,Rosja,Indie,Chiny).

Według ostatnich prognoz MFW światowa gospodarka powoli, ale zdecydowanie wychodzi z kryzysu,zaś ryzyko powrotu do recesji praktycznie nie istnieje. Zdaniem wiceszefa MFW, Amerykanina Johna Lipskiego teraz trzeba przygotować rozsądne pomysły na powolne wycofywanie się ze stymulowania gospodarki, oraz za wszelką cenę doprowadzić do skonsolidowania polityki finansowej w krajach członkowskich. Na ten temat też toczą się w funduszu spory. Europa jest zdecydowanie za zdyscyplinowaniem świata bankowego i twardych zasadach określających wielkość aktywów największych graczy na świecie, a dodatkowo jeszcze optuje za cięciami budżetowymi i drastycznym ograniczaniem wszelkich wydatków. Amerykanie z kolei nie chcą zgodzić się na trzymanie banków w ryzach i są zdania, że najpierw trzeba powrócić do stabilnego wzrostu gospodarczego, a potem dopiero wprowadzić politykę zaciskania pasa.

Stany Zjednoczone są największym udziałowcem MFW, ale dotychczas nigdy nie starały się tak zdecydowanie egzekwować prawa wynikającego ze swojej dominującej pozycji. Europejczycy z kolei przyznają, że powinni oddać „nieco” władzy, tyle że na razie nie ma jasności ile to „nieco” powinno wynieść. Nie wiadomo również, czy po tych zmianach takie kraje, jak Łotwa, Ukraina, Rumunia, Grecja, czy Węgry, które z MFW już nie chcą współpracować, otrzymałyby pomoc finansową tak ogromnych rozmiarów i na takich warunkach, jak to jest obecnie. Ted Turman, były zastępca sekretarza skarbu USA jest przekonany,że USA i Europejczycy szybko się porozumieją, bo nikomu nie zależy na blokowaniu prac funduszu. Jego zdaniem możliwe są dwa wyjścia: Europejczycy będą stopniowo ustępować, albo jeszcze tej jesieni zrzekną się przynajmniej 2 miejsc. Z kolei najbardziej mają zyskać Chiny, ale niewykluczone,że również Indie, które od lat domagają się głębokiej reformy MFW.